Mój wzrok przeszedł na Louisa, który...siedział i robił coś w swoim telefonie. Odłożyłam mój telefon i po cichu podeszłam do chłopaka. Siedział do mnie bokiem i chyba mnie nie widział. Gdy stałam nad nim zauważyłam, że wpatruje się w zdjęcie. I to nie byle jakie zdjęcie. Ale moje zdjęcie gdy spałam!
- Czemu robisz mi zdjęcia jak śpię? - pisnęłam i rzuciłam się na niego, aby odebrać mu telefon. Niestety szatyn jest sprytniejszy ode mnie i szybko wstał przez co ja z hukiem upadłam na łóżku.
Louis zaczął się śmiać. Zablokował telefon, który położył na fotel i rzucił się na mnie. Usiadł na moich biodrach i cały czas patrzył mi w oczy. Zamknęłam powieki, aby nie widzieć co zrobi. Zaśmiał się jeszcze głośniej i schylił się tak, że czułam jego oddech na twarzy. Potarł swoim nosem o mój, a ja się naburmuszyłam.
- Nie smyraj mnie po nosie - powiedziałam i otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Był tylko jakieś dziesięć centymetrów od mojej twarzy. Zasłoniłam twarz swoimi dłońmi, aby się na niego nie patrzeć.
Jedną ręką zdjął moje ręce z twarzy i położył nad moją głową i je tam przytrzymał, a drugą założył moją grzywkę za ucho. Przeniósł ją na moje biodro i lekko je ścisnął. Znów się zaśmiałam i chciałam się podnieść, żeby go pocałować, ale on mi to uniemożliwił. Odsunął twarz od mojej i nie puszczając moich rąk wstał ze mnie. Puścił moje ręce i podszedł mojego biurka. Wykorzystując czas, w którym chłopak był daleko ode mnie wstałam, chwyciłam jego telefon i szybko wbiegłam do łazienki. Szybko zamknęłam drzwi i słyszałam jak chłopak znów się śmieje. Ale z czego? Przecież usunę mu zdjęcie i nie będzie go miał. Nie wiem czy to powód do śmiechu. Usiadłam na wannie i odblokowałam iPhone'a. Znaczy próbowałam go odblokować, ale na ekranie pojawiła się moja śpiąca twarz i niestety hasło. Czy ja jestem taka głupia i nie pomyślałam, że on może mieć założona hasło? Ech... Myśl Stella, myśl... Jakie może mieć hasło?
Najpierw wpisałam swoje imię, ale nic... Później wystukałam kilka innych słów jakie przyszły mi do głowy i nic!
- Louisku - powiedziałam i podeszłam do drzwi - jakie masz hasło do telefonu? - spytałam grzecznie.
Chyba nie słyszał. Ale! Jak miał nie słyszeć? Przecież jest za drzwiami i na pewno słyszał, tylko nie chce powiedzieć. Po cichu przekręciłam zamek i pomału otworzyłam drzwi. Wysadziłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie nie zauważyłam chłopaka więc postawiłam jedną nogę w pomieszczeniu. Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem cały pokój i nie było go tu. Wyszłam z łazienki i zamknęłam drzwi. Chciałam wyjść z pokoju, ale w ostatniej chwili drzwi się przede mną zamknęły i wyskoczył zza nich Louis. Z przerażenia upadłam dupą na podłogę i upuściłam telefon, który nadal trzymałam w dłoni. Chłopak szybko do mnie doskoczył i pomógł mi wstać. Gdy stanęłam poczułam ból w kostce.
- Auć - zajęczałam i znów bym upadła gdyby nie silne ręce Louisa.
- Boże Stella co cię boli? Przepraszam nie chciałem żebyś się przewróciła. Przepraszam - zaczął trajkotać jak opętany.
- Przestań nie mogłeś przewidzieć, że upadnę. Nic się nie stało - powiedziałam i z jego pomocą usiadłam na sofie. Szatyn szybko złapał moją nogę w swoją dłoń i położył sobie na kolanie. Podwinął moje wczorajsze spodnie, których nie zdążyłam zdjąć wczoraj i zdjął skarpetkę. Zasyczałam z bólu gdy dotkną mojej skóry.
- Stella przecież to moja wina! Mogłem pomyśleć. Ta noga ci puchnie, Stella! - krzyknął i pacnął się dłonią w czoło. Zaśmiałam się, ale zaraz tego pożałowałam, bo zaczęło mnie boleć jeszcze bardziej. Spojrzałam na nią i się skrzywiłam. Zaczynała robić się tam wielka fioletowa plama. Czemu ja jestem taką niezdarą? Co ja takiego zrobiłam, że mam takiego pecha w życiu?
- Spokojnie, nie ma co panikować - powiedziałam, ale niestety sama w to nie wierzyłam.
- Nie ma co panikować?! Ty się słyszysz? Masz spuchniętą nogę i nie ma co panikować? Weź nie rób sobie jaj i się przebieraj! Jedziemy do szpitala - znów zaczął krzyczeć.
- Nie mogę wstać
- A no tak. Już wybieram ci jakieś ciuchy i jedziemy - powiedział i podszedł do szafki z ciuchami.
Otworzył ją szeroko i zaczął rozglądać się po półkach. W swoje ręce chwycił jakieś ubrania i poszedł z nimi do łazienki. Siedziałam spokojnie i czekałam na chłopaka. Po chwili zjawił się przy mnie i pomógł mi pójść do pomieszczenia, w którym był przed chwilą. Posadził mnie na wannie i ustał z rękami na biodrach.
- Na co czekasz? - zapytałam i podniosłam brwi wysoko.
- Dasz radę sama czy mam ci pomóc?
- Poradzę sobie, jak będę potrzebowała pomocy to cię zawołam - powiedziałam i poczekałam aż chłopak wyjdzie. Gdy już to zrobił spojrzałam na ciuchy, które mi wybrał. Była to fioletowa koszulka w paski i dżinsy. Zdjęłam swoje ubrania i założyłam następne. Chciałam wziąć jeszcze prysznic, ale nie dam rady. Zrobię to gdy wrócę. W podskokach podeszłam do umywalki gdzie umyłam twarz i umalowałam rzęsy.
- Louis! - krzyknęłam.
- Idę - odpowiedział i wszedł do łazienki. Podszedł do mnie i złapał pod ramię. Wyprowadził mnie z łazienki i ruszył w stronę drzwi.
- Stój - powiedziałam i się zatrzymałam - cofnij się, muszę wziąć bransoletkę i kolczyki i muszę się przejrzeć w lusterku - powiedziałam. Louis się cofnął i poprowadził mnie do szafki. Chwyciłam z niej fioletowe kolczyki w kształcie zamków i fioletową bransoletkę. Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam cały mój strój. [link]. Nie jest najgorzej. Na swoje nogi wsunęłam fioletowe balerinki i zeszłam z pomocą Louisa na dół. W salonie przed telewizorem siedział Verne i moja matka. Nie patrząc na nich skierowaliśmy się do wyjścia. Niestety...jak zwykle...ktoś musiał mi przeszkodzić. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i znaczące chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam moją matkę.
- Czemu nie ma cię w szkole? - zapytała, ale zignorowałam jej pytanie i otworzyłam drzwi. Chwila! Przecież nie zamknęłam drzwi od pokoju, a teraz nie jestem w stanie żeby iść i to zrobić.
- Louis mam prośbę, bo zapomniałam zamknąć drzwi od pokoju, zrobisz to? - powiedziałam po cichu w jego stronę. Chłopak pokiwał głową i ruszył na górę. - Ale czekaj, kluczyk jest w szufladzie w biurku. - powiedziałam i oparłam się o szafkę w korytarzu. Louis poszedł na górę, a ja stałam i patrzyłam na moją matkę z pogardą.
- Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie tak traktujesz? - zapytała, a ja roześmiałam się jej w twarz. Ona ma czelność zadać mi takie pytanie? To ja powinnam się o to jej zapytać, a nie...
- Słuchaj - zaczęłam i zobaczyłam szatyna schodzącego po schodach - nie chce mi się z tobą rozmawiać. Do szkoły nie poszłam, ale to nie twój interes, a teraz wybacz, ale jadę do szpitala. - dokończyłam i z pomocą Louisa chciałam wyjść, ale jakaś ręka zamknęła mi drzwi przed nosem. Kto był tym kimś? Mój ''tatuś''.
- Czemu jedziesz do szpitala? - zapytał. O teraz będzie udawał zatroskanego ojca? Śmieszne i żałosne.
- Bo na pewno ci na to odpowiem - powiedziałam i z trudem otworzyłam drzwi.
- Masz mi powiedzieć, jestem twoim ojcem i się o ciebie martwię
- Ty się o mnie martwisz? Weź mnie nie rozśmieszaj i nie wkurwiaj z samego rana, bo to się dobrze nie skończy - wysyczałam i wyszłam z Louisem z domu. Zeszłam po schodkach i kierowaliśmy się w stronę furtki aby wyjść, ale nie!
- Słuchaj mała gówniaro - zaczął a mi się już nie chciało słuchać - jak wrócisz to mam sobie z tobą do porozmawiania, rozumiesz? - dokończył, a mnie zaciekawiło o czym chce ze mną rozmawiać. Znowu mi zajebie w twarz? Jego nie doczekanie jeśli to zrobi.
- Dobra, a teraz puść mnie, bo się śpieszę
Wyszłam z Louisem z podwórka i podeszliśmy kawałek, aby złapać taksówkę. Wsiadając do niej szatyn podał adres szpitala, a mężczyzna ruszył. Jechaliśmy w ciszy, a ja zastanawiałam się cały czas o czym mam porozmawiać z ojczymem. Czego on może chcieć ode mnie? A jak mnie zgwałci?
Boże Stella ogarnij się, na pewno nie jest taki głupi. Ale wolę mieć się na baczności. Nawet nie zauważyłam kiedy, a już wysiadałam z pojazdu. Louis zapłacił taksówkarzowi i szliśmy w stronę szpitala.
- Louis, ja już nie dam rady iść, za bardzo mnie boli - wyjęczałam i usiadłam dupą na ziemi. Naprawdę noga mnie tak boli, że nie mogę się ruszyć. A co jeśli ona jest skręcona? Nie będę mogła tańczyć...
A przecież w czerwcu mam turniej! Muszę na nim być i zatańczyć, muszę.
- Chodź, zaniosę cię - chłopak się uśmiechnął i wziął mnie na ręce.
Nie sprzeciwiałam się, bo wiem, że i tak bym nie wygrała, a po za tym i tak nie mogę iść sama, więc...
Doszliśmy do szpitala...znaczy ja zostałam doniesiona i od razu skierowaliśmy się do recepcji.
- Przepraszam, ale gdzie mamy się udać? Dziewczyna upadła i boli ją noga - powiedział Louis do bardzo młodej i seksownej recepcjonistki. Ta tylko się uśmiechnęła i puściła do niego oczko. Ej! On jest mój!
Zaczęła szukać czegoś w komputerze cały czas pukając czerwonymi paznokciami ręki.
- Drugie piętro, na końcu korytarza, sala 206, przyjmie cię dr. Hill - powiedziała i znów się uśmiechnęła. Ale mam ochotę zedrzeć jej ten uśmieszek z twarzy. Louis pokiwał głową i nawet nie zwracając uwagi na jej zaloty poszedł ze mną na rękach do windy, którą wjechaliśmy na drugie piętro. Postawił mnie na ziemi i z jego pomocą szłam w stronę sali 206. Ale czekajcie, czy ta recepcjonistka powiedziała, że przyjmie mnie dr. Hill? Przecież ja się tak nazywam! Ale to przecież tylko zwykły przypadek, bo jest dużo osób o takim nazwisku, prawda?
- Wejdziesz sama czy mam iść z tobą?
- Wejdź ze mną, sama się boję. Co jeśli ten lekarz to jakiś zboczeniec i będzie chciał mi coś zrobić? - zasugerowałam zdenerwowana, a szatyn się roześmiał. Ja tu mówię całkiem poważnie, a on się nabija! Co za człowiek...Uderzyłam go w ramię i sama się zaśmiałam. Z sali 206 wyszła jakaś kobieta i stanął w nich lekarz. Bardzo przystojny lekarz. Rozejrzał się po korytarzu i jego wzrok spoczął na mnie.
- Pani do mnie? - spytał wysokim głosem. To na pewno nie jest moja rodzina. Ja jestem taka brzydka zakompleksiona, a on? On jest taki przystojny. Ciekawe czy ma syna? Chwila Stella... Masz chłopaka.
- Tak panie doktorze. - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
- To zapraszam - wskazał ręką gabinet i poczekał aż wejdę razem z Louisem po czym sam wszedł i zamknął drzwi. Poczułam zapach charakterystyczny dla szpitali. Lekarz wskazał dłonią abym usiadła na fotel. Uczyniłam to a zaraz za mną Louis.
- To co się stało? - doktor usiadł na swoim krzesełku przy biurku i założył ręce na piersi.
- No bo proszę pana, rano wstałam i dostałam sms-a więc go odczytałam, przyszła moja siostra i mnie wkurzyła, ale sobie poszła i on - wskazałam na Louisa - przeglądał coś w telefonie i jak podeszłam to zobaczyłam, że to moje zdjęcie jak spałam i chciałam zabrać mu telefon, ale mi się nie udało i on go zablokował i położył, a mnie zaczął gilgotać i jak mu się wyrwałam to zabrałam jego telefon i pobiegłam do łazienki, w której się zamknęłam i chciałam usunąć to zdjęcie, ale on ma hasło więc wyszłam, żeby go poszukać i żeby usunął to zdjęcie i on schował się za drzwiami i jak tam stałam to wyskoczył zza nich i mnie wystraszył i upadłam i upuściłam telefon i nie mogłam wstać i potem mama mnie zdenerwowała i ojczym mnie wkurwił i przyjechaliśmy tutaj - powiedziałam na jednym wdechu, a doktor siedział z szeroko otwartymi oczami. Louis tak samo. Ale co ja zrobiłam? Opowiedziałam po prostu całą historię.
- Panie doktorze, przepraszam za nią, trochę się rozgadała. Stella wystarczyło powiedzieć, że upadłaś - powiedział Louis i pacnął się z otwartej dłoni w czoło. Upsik. Po prostu opowiedziałam mu jak wyglądał mój dzisiejszy dzień. Zaburczało mi w brzuchu i zdałam sobie sprawę, że od wczoraj nic nie jadłam.
- A i jeszcze jestem głodna, od wczoraj nic nie jadłam - dopowiedziałam, a mężczyzna się zaśmiał.
- No dobrze, to podasz mi swoje dane, ja uzupełnię i zbadamy twoją nogę, dobra? - uśmiechnął się i wyjął jakieś papiery z biurka. Kiwnęłam głową w geście zgodzenia się.
- No to podaj swoje imię i nazwisko, imiona rodziców i adres - powiedział i wziął w rękę długopis.
- Nazywam się Stella Hill - powiedziałam, a mężczyzna się na mnie spojrzał, ale ja kontynuowałam - moja mama ma na imię Betty - powiedziałam, ale lekarz mi przerwał.
- A masz tatę? - zapytał. To pytanie mnie zdziwiło. Właśnie i tak miałam mu to powiedzieć.
- No mam, ale nie wiem gdzie jest, bo zostawił moją mamę i mnie i moja mama teraz jest z takim kutasem - powiedziałam i zachciało mi się płakać. Jak dojdę do domu, muszę się dowiedzieć coś o moim biologicznym tacie.
- A jak nazywa się ojczym? - zapytał i miał strasznie dziwną minę.
- Verne i ma córkę Larrisę - powiedziałam i spojrzałam na Louisa, który oglądał plakaty na ścianach.
- A ty jesteś Stella, tak?
- Tak a coś się stało?
- A wiesz może jak nazywa się twój biologiczny tata? - zapytał z dziwnym przerażeniem.
- Ma na imię Ben, a czemu pan pyta? - spytałam, bo ja nie wiem czemu on tak się dopytuje.
- Podaj mi swój adres - powiedział, a ja się zawahałam. A co jak to jakiś pieprzony zboczeniec?
- Green Street 69 GY
- Boże - powiedział i przetarł twarz dłońmi. O co mu chodzi?
- Proszę mi powiedzieć o co panu chodzi - krzyknęłam zdenerwowana
- Powiedz mi kiedy twój tata was zostawił - powiedział. A ja? Ja zaczęłam się bać.
- Yyy po co to panu? Ale jakoś jak miałam około 10 lat a o co panu chodzi? - powiedziałam, bo jestem typem człowieka co się złości, ale mówię zawsze wszystko nawet jeśli nie ma tej potrzeby.
- Stella! - krzyknął i wstał z siedzenia. Co ja powinnam zrobić? No cóż. Siedziałam dalej i patrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Tak? - spytałam i podniosłam wysoko brwi.
- Stella kochanie - krzyknął i rzucił się na mnie. Mocno mnie do siebie przytulił, ale uważał na moją nogę. O co mu chodzi? Czemu nazwał mnie kochaniem? Ale czekajcie... Zbierając wszystko w kupę...
Pojawiły mi się w oczach łzy. To nie może być prawda...
- Tata?
No hejka! Mam tu dla was rozdział 5. Miał być jutro, albo w niedzielę, ale z racji, że troszkę zachorowałam i siedziałam w domu to napisałam. Przepraszam za błędy.
Wyłączyłam weryfikację obrazkową i włączyłam możliwość anonimowych komentarzy więc mam nadzieję, że będziecie komentować. Może dacie radę 3/4 komentarze?
Kolejny pojawi się prawdopodobnie 16 lub 18 marca. Tak szybko, ale po prostu mam wenę i chcę go napisać. :)
Ten jest taki nijaki i wgl, ale kolejny będzie ciekawsze, obiecuję.
Co jeszcze...Zaglądajcie co jakiś czas do zakładki bohaterowie, bo będę ją aktualizowała.
A mam takie pytanie do was. W ogóle podoba wam się to jak piszę i to wszystko?
Komentujcie i
Tak, oczywiście, że mi się podoba! Zajebisty rozdział jak zwykle. A ten wątek z biologicznym ojcem mnie bardzo zaciekawił.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej takich!
Zapraszam do mnie
http://not-afraid-of-death-1d-ff.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Marionette.
Blog został pomyślnie dodany do Katalogu :)
OdpowiedzUsuńProszę jeszcze o dodanie buttonu lub linka :)
http://katalog-opowiadan-o-celebrytach.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Hej, jakos niedawno znalazlam Twojego bloga, ale ze nie mialam czasu to dodalam go do zakladek. Tak sobie czekal az go przeczytal.
OdpowiedzUsuńJest swietny!
Nie moge doczekac sie kolejnego rozd
*rozdzialu xx
Usuń(przepraszam ale przycielo mi w polowie slowa)
zajebisty!!! koffam cie! <3 i z niecierpliwoscia czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuń