poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 19 ,,Zdradził mnie...''

- Julia? - usłyszałam nad uchem. Odwróciłam się i zauważyłam nieznanego mi jak dotąd chłopaka. Widać, że był pijany i cały czas się na mnie patrzył.
- Ty mnie chyba z kimś pomyliłeś - prychnęłam i wsiadłam razem z resztą do taksówki. Przez całą drogę słyszałam ciche podśpiewywanie Harrego i chrapania Austina. Brad i Mike siedzieli cicho i grali w papier, kamień, nożyce. Madi była oparta o Zayna, który cały czas głaskał ją po głowie. A ja? Ja siedziałam jak zahipnotyzowana i rozmyślałam. Nad czym? Nad tym co zrobi mi tata, kiedy zobaczy nas w takim stanie.
***
- Jesteśmy - powiedział kierowca i się odwrócił. Louis wręczył mu pieniądze do ręki i pomału wyszliśmy z samochodu. Każdy podpierał się o kogoś, bo nikt z nas nie mógł się utrzymać na nogach.
- Mike zostaw tą latarnię! - krzyknęłam do chłopaka, który przytulał słup.
- Ale on mnie kocha! - odpowiedział i usiadł na ziemi. Podeszłam do niego i za bluzkę pociągnęłam do góry. Co ja mam zrobić? Stoimy właśnie przed domem, jest prawie czwarta rano, a mieliśmy być o drugiej, a do tego każdy jest zalany w trupa. Czeka mnie śmierć jak tylko przekroczę próg domu. Mam tylko nadzieję, że tata i Esmeralda śpią. Po jakichś pięciu minutach wszyscy staliśmy pod drzwiami i się śmialiśmy. Z czego? Nie mam pojęcia, ale zauważyłam jak światło na korytarzu się zapaliło.
- Chować się! - szepnęłam do wszystkich i rzuciliśmy się w ucieczkę. Każdy poleciał w inną stronę. Ja biegłam cały czas się potykając za dom. Gdy tam dotarłam zauważyłam, że reszta też tu jest. Znów wybuchliśmy śmiechem, ale szybko schowaliśmy się za krzaki i drzewa w ogrodzie. Siedziałam obok Louisa i Mike'a i powstrzymywałam chichot. Gdy usłyszeliśmy jak ktoś wyszedł na taras przestaliśmy się śmiać i siedzieliśmy cicho. Po jakimś czasie osoba weszła do środka, a my spokojnie wyszliśmy z kryjówek i stanęliśmy w kółku.
- Co wy na to, że przenocujemy w tym domku? - spytał mój brat i wskazał na domek na drzewie. Skąd on tu...? Wcześniej go nie widziałam...Wszyscy się zgodzili i po chwili wchodziliśmy do środka.
- Czyj on jest? - spytałam kiedy zostałam na dole razem z Bradem.
- Mój. Jak byłem mały to mi go tata wybudował - uśmiechnął się i również wszedł do środka. Rozejrzałam się dookoła i również weszłam. Rozejrzałam się po wnętrzu i zawahałam się trochę.
- Jesteś pewny, że on utrzyma naszą ósemkę? - spytałam brata.
- Raczej tak - wzruszył ramionami i położył się na podłodze. Obok niego spali już Mike i Austin. Po drugiej stronie domku leżał Zayn, na którym leżała Madi. Obok nich był Harry, który patrzył się na mnie. Przy mnie stał Louis, który trzymał moją dłoń.
- Kładziemy się? - szepnął mi na ucho. Pokiwałam głową i po chwili leżałam na zimnych deskach przytulona do mojego chłopaka. Z racji, że byliśmy kompletnie pijani nie przeszkadzał nam chłód od drewna, ani ptaki.
***
- Ciszej bądźcie - obudził mnie szept Madi. Otworzyłam oczy i się podniosłam. Wszyscy jeszcze leżeli i rozmawiali między sobą. Zaraz po mnie reszta również wstała. Słońce świeciło prosto w małe okienka i padał na twarz. Głowa mnie strasznie bolała, ale teraz gorsze było to co się zaraz stanie.
- Idziemy do domu? - spytałam kiedy wszyscy staliśmy. Reszta się ze mną zgodziła więc wyszłam. Niestety zapomniałam, że są tu schody i się o nie potknęłam i bym spadłam, ale ktoś złapał mnie za rękę. Harry.
- Dzięki - szepnęłam i zeszłam normalnie po schodkach na ziemię. Obeszliśmy dom dookoła i stanęliśmy przed drzwiami. Lekko zapukałam i gdy usłyszałam kroki po drugiej stronie od razu zatkałam uszy. Po chwili przede mną stał tata i Esme z bardzo groźnymi minami. Zmrużyłam lekko oczy i się odsunęłam.
***
- No przepraszam! - krzyknęłam po raz kolejny.
- Ale Stella! Nam nie chodzi o to żebyś nas przepraszała! Tu chodzi o to, że jesteś nieodpowiedzialna! - odpowiedział tata i załamał ręce. Po co mi to mówi kiedy ja to wiem? Jestem w pełni świadoma, że zawiodłam jego zaufanie i nie musi mi tego powtarzać.
- Dobra! Wiem o tym i nigdy więcej nie zabiorę Brada do klubu, chyba że będzie pełnoletni. Wybaczycie mi? Proszę - powiedziałam cicho.
- Pewnie, że ci wybaczymy - uśmiechnęłam się Esmeralda i poklepała mnie po ramieniu.
- A teraz pożegnajcie się na razie z przyjaciółmi, bo jedziemy do dziadków - powiedział tata i wstał. Tak jak kazał pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam się przebrać.
***
- Stella tylko zachowuj się kulturalnie dobra? - spytał tata kiedy jechaliśmy do jego rodziców. Pokiwałam głową, ale się nie odezwałam. Kac się mnie trzymał i cały czas mnie suszyło. Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie taki zły, bo nie mam ochoty na żadne kłótnie. A jutro muszę wstać o piątej rano, bo o siódmej mamy wyjazd na lotnisko i wylot na Bora Bora!
- Już jesteśmy - odezwała się Esmeralda. Nic nie mówiąc wysiadłam z samochodu i posłusznie poczekałam na resztę. Po chwili staliśmy przed drzwiami domku. Tata lekko zapukał, a po kilku sekundach przed nami stała kobieta po 60. Popatrzyłam na nią zboku i zgaduję, że jest moją babcią.
- Stella? - spytała staruszka. Pokiwałam głowę i do niej podeszłam. Ta zgarnęła mnie w swoje ramiona i mocno przytuliła. Niepewnie odwzajemniłam jej uścisk. - Cieszę się, że w końcu cię poznałam.
- Ja też się cieszę...babciu - zacięłam się.
***
- A masz chłopaka? - spytał dziadek podczas obiadu. Cały czas zadawali mi pytania dotyczące mojego życia prywatnego. Na wszystkie odpowiadałam z uśmiechem.
- Tak - powiedziałam i nagle poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i zauważyłam wiadomość od nieznanego. Zawahałam się chwilę, ale nacisnęłam otwórz. Od razu tego pożałowałam. W moich oczach zbierały się łzy, a ja czytałam treść wiadomości trzeci raz.
''Właśnie spędzam najcudowniejsze chwile z twoim chłopakiem. Nie sądziłam, że jest taki dobry w łóżku. Pozdrowienia siostrzyczko, Larrisa xx''
A pod spodem było zdjęcie. Zdjęcie jej i ciała Louisa. Widać było jego niektóre tatuaże i kawałek włosów. Boże... Czytałam kolejny raz treść wiadomości kiedy nagle telefon wypadł mi z rąk i spadł pod stół, a ja zakryłam sobie usta ręką.
- Miałam - szepnęłam i wstałam od stołu. Widać moje przypuszczenia i zwidy nie były zwykłym przypadkiem...Jaka ja byłam głupia! Zawsze jestem... Wyszłam na korytarz gdzie oparłam się o ścianę i po niej zjechałam. Schowałam głowę między nogami i zaczęłam płakać. Dlaczego to ja mam zawsze tak trudne życie? Najpierw David ze mną zerwał, bo był ze mną dla zakładu. Teraz okazało się, że chłopak, którego pokochałam całym sercem mnie zdradził. I to z...nią.
- Co się stało? - usłyszałam głos babci obok. Podniosłam głowę, wytarłam łzy i na nią spojrzałam.
- Zdradził mnie... - szepnęłam i znów zaniosłam się szlochem. Staruszka klęknęła obok mnie i pogłaskała po ramieniu.
- Widocznie nie zasługiwał na twoją miłość - uśmiechnęła się.
- Ale ja go kocham! A zarazem nienawidzę - powiedziałam i wstałam.
- Przejdzie ci - powiedziała. Prychnęłam cicho i wróciłam do jadalni.
- Kiedy będziemy wracać? - spytałam tatę. Wiem zachowałam się niekulturalnie, ale no halo! Chłopak mnie zdradził i co mam robić? Skakać z radości?
- Możemy nawet teraz - odpowiedział. Pożegnaliśmy się z dziadkami i wyszliśmy. Przez całą drogę do domu siedziałam przytulona do Brada i płakałam.
***
- Stella jesteśmy - powiedział tata. Otworzyłam oczy i szybko wyszłam z samochodu. Od razu poszłam do swojego pokoju gdzie rzuciłam się na łóżko i dalej płakałam. Chyba wyleję z siebie wszystkie łzy.
- Skarbie my idziemy do znajomej Esmeraldy, chcesz iść z nami? - spytał tata, który właśnie wszedł do samochodu. Zaprzeczyłam, a on wyszedł. Po jakichś 10 minutach usłyszałam trzask drzwi i zapadła cisza. Przynajmniej mogę sobie spokojnie płakać i się nad sobą użalać. Leżałam tak już około godziny kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie zwracałam na niego uwagi i miałam nadzieję, że osoba za drzwiami zaraz odpuści i sobie pójdzie. Niestety tak się nie stało. A do dzwonka doszło walenie. Zła zeszłam na dół i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a gdy zobaczyłam za nimi Louisa chciałam je zamknąć, ale w ostatniej chwili zatrzymał je dłonią.
- Co się stało?! - zapytał głośno. Prychnęłam i otworzyłam szerzej drzwi, ale nie dałam mu wejść.
- No nie wiem. Może ty mi powiesz?
- Ale ja nie wiem.
- Oj przestań kłamać. Przyznaj...Chciałeś tylko mnie zaliczyć i lecieć do kolejnej, nie?
- Co?! - krzyknął, a ja zaśmiałam się gorzko.
- Nie udawaj. Fajnie się bzykało z Larrisą?
- O czym ty mówisz?
- Niezły z ciebie aktor Tomlinson, ale na mnie to nie działa. Z nami koniec...Chociaż nie wiem po co był początek, ale trudno. Leć do barbie, może cię pocieszy - warknęłam i wraz z chwilą jego nieuwagi zamknęłam drzwi, a następnie po nich zjechałam i znów zaczęłam płakać. Sorry, płakać to złe słowo. Zaczęłam ryczeć jak głupia i walić głową w te cholerne drzwi.
- Stella otwieraj! - krzyknął z tamtej strony. Zignorowałam go i szybko pobiegłam do kuchni. Chwyciłam w swoje dłonie...





Na początek wielkie SORRY!!! Wybaczcie, że tak późno, po prostu pisałam rozdziały na inne blogi.. Przepraszam, że taki krótki i nijaki, ale myślę, że nie jest najgorszy. Miał wyglądać całkiem inaczej, ale wyszło jak wyszło i jest. Kolejny pojawi się 2 maja. Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam do zakładki 'Kontakt'. Ostatnio dostałam nowe nominacje do LA więc zapraszam do zakładki 'Nominacje'. Jak zauważyliście jest nowy szablon. Jeszcze nie taki jak bym chciała więc w najbliższym czasie może się on zmienić. No to tyle ode mnie. 
Pozdrawiam i zapraszam TU , TU oraz na blog na którym wykonuję zwiastuny na zamówienie KLIK.
Violette xoxo

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 18 ,,Mam dziwne przeczucia...''

Następnego dnia obudził mnie sms od Madi, że już do mnie idzie. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Po jakichś 10 minutach byłam ubrana i zostało mi tylko się pomalować. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół i przywitałam się z domownikami. Po 5 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi więc poszłam otworzyć. Stała tam Madi i razem poszłyśmy do szkoły.
- No to...Jutro impreza tak? - spytała kiedy szłyśmy. Pokręciłam przecząco głową.
- Jutro nie, dopiero w sobotę idziemy z chłopakami. - powiedziałam. Jutro piątek i nie ma sensu iść skoro i tak następnego dnia idziemy razem z Bradem i resztą.
- A no to okej. Opowiadaj jak tam z Louisem. Co robiliście jak poszliśmy? - spytała i poruszyła zabawnie brwiami.
- Nic. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam chichotać.
- Chłopaków dzisiaj w szkole nie będzie - powiedziała nagle. Zatrzymałam się na chwilę.
- Co? Czemu? Czemu ja nic nie wiem? - zasypałam ją pytaniami. Odwróciła się w moją stronę i złapała ze rękę.
- Stella spokojnie. Też się dowiedziałam jak szłam do ciebie. Oni mają jakąś ważną sprawę i nie mogą czekać - odpowiedziała i pociągnęła mnie w stronę szkoły. Kiedy byłyśmy na miejscu ja poszłam do swojej szafki, a Madi do swojej. Przy mojej stało kilka osób, ale z daleka nie widziałam kto. Poprawiłam grzywkę i ruszyłam. Zauważyłam blond czuprynę, która należała oczywiście do Horana. Nie zastanawiając się podeszłam tam. Stała tam również Amanda i Riki. Obok Nialla stał Liam i David.
- Patrzcie kto się wreszcie pojawił. - usłyszałam głos blondyna. Prychnęłam pod nosem i otworzyłam swoją szafkę. Wsadziłam do niej torbę, a wyjęłam książkę od angielskiego. Zamknęłam szafkę i chciałam odejść, ale kiedy się odwróciłam przede mną stał murek. Murek? No nie dosłownie, bo stały przede mną Amanda i Riki oraz Niall i Liam. Założyłam ręce na piersi i popatrzyłam na nich wyczekująco. Nie chcą mnie puścić?
- Czego chcecie? - spytałam zrezygnowana. Zaczęli się śmiać, a ja stałam przed nimi i obmyślałam plan. Co im zrobić? Mi się nie przeszkadza więc muszą ponieść karę za swoje czyny. Hmm...A może wyrwę im wszystkie włosy z głowy? Dziewczyny będą cierpiały, ale mało mnie to obchodzi. A może zacznę krzyczeć i wołać o pomoc? Nie to zbyt słabe. A może...A może powybijam im zęby? Nie wiem czy dam radę...
- Chcieliśmy popatrzeć na twój strach - uśmiechnął się Horan. Już wiem! Wiem co zrobię.
- A wiesz na co ja chcę popatrzeć? Na twój ból - powiedziałam i posłałam mu sztuczny uśmiech. Od razu spoważniał. Ma się te coś...
- Nie boję się ciebie - powiedział nerwowo. Pokiwałam głową i popukałam się w czoło.
- To ja nie boję się ciebie, bo nie możesz mi nic zrobić. Gorzej z tobą, bo masz coś, a raczej kogoś, kto jest ci bardzo potrzebny do życia, nie ja. Pamiętaj Horan - ostatnie zdanie wyszeptałam po czym przeszłam między Riki, a Payn'em. Zauważyłam, że akurat w moją stronę idzie Madi więc przyśpieszyłam.
- Co tam się działo? Coś ci zrobili? - od razu spytała. Pokręciłam przecząco głową, ale nic nie powiedziałam. Razem poszłyśmy pod salę z języka angielskiego i poczekałyśmy na dzwonek.
- Nie chcę mi się tu siedzieć - szepnęłam w środku lekcji do Madi.
- Wiem mi też nie - odpowiedziała i na mnie popatrzyła. Kiwnęłam lekko głową w stronę naszego nauczyciela, a Madi od razu zrozumiała o co mi chodzi.
- Proszę pana! - krzyknęła na całą klasę, a ja udawałam, że zwijam się z bólu. Facet szybko do nas podszedł i oparł się o ławkę - Bo Stellę bardzo boli brzuch - powiedziała, a on do mnie podszedł. Chciało mi się śmiać, ale nie mogę tego teraz zrobić, bo się kapnie. Zagryzłam mocno wargę i próbowałam się rozpłakać. Ale ja nie umiem!
- Stella, wszystko w porządku? - spytał i złapał mnie za ramię. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego najbardziej smutnym wzrokiem na jaki było mnie w tej chwili stać.
- Nie - szepnęłam i znów się schyliłam.
- Ona blefuje! - krzyknął ktoś z drugiego końca klasy.
- Zamknij się - odpowiedziała Madi, ale facet jej chyba nie słyszał. - Proszę pana, mogę iść z nią do pielęgniarki? - spytała i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Tak idźcie - powiedział i odszedł. Madi wzięła nasze książki i wstała. Uczyniłam to samo i cały czas trzymając się za brzuch i zasłaniając twarz włosami wyszłam. Gdy brunetka zamknęła za nami drzwi od razu się wyprostowałam.
- Brawo - powiedziałam i przybiłam z nią żółwika. Wzięłam swoją książkę i ruszyłyśmy w stronę szafek. Najpierw do niej, a później do mnie.
- Co teraz zrobimy? - spytała kiedy stałyśmy na środku korytarza.
- Pójdziemy gdzieś - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam ją za sobą w stronę wyjścia. Nie sprzeciwiała się, więc uznałam to za bardzo dobry pomysł. - Gdzie teraz idziemy? - spytałam kiedy byłyśmy już przed szkołą.
- To był twój pomysł więc ty wymyślaj - odpowiedziała. Westchnęłam i zaczęłam myśleć.
- Może pójdziemy do kawiarni? - zaproponowałam pierwsze co przyszło mi na myśl.
- Dobry pomysł - zgodziła się i skierowałyśmy się w stronę najbliższej kawiarni. Padło na Starbucks'a. Przez całą drogę milczałyśmy. Szczerze? Nie miałam pojęcia o czym mamy rozmawiać. Kiedy doszłyśmy ja usiadłam przy stoliku, a Madi poszła zamówić kawę. Zaczęłam rozglądać się po lokalu, a moją uwagę przykuły długie blond włosy i brązową czuprynę. Całowali się, chyba. Chwilę się im przyglądałam. W końcu nie wytrzymałam i wstałam. Powoli szłam w stronę dwóch osób coraz bardziej się niepokojąc. Jeśli to jest ten ktoś to zabije. Dosłownie. Kiedy byłam na tyle blisko aby dotknąć blondynkę od razu to zrobiłam. Szarpnęłam ją za ramię.
- Co tu się dziej... - zaczęłam, ale się zacięłam kiedy zobaczyłam dwójkę zupełnie obcych mi ludzi.
- O co ci chodzi? - spytał chłopak. Na oko 25 lat.
- Przepraszam. Pomyliłam was z kimś innym - powiedziałam i odeszłam. Ja dostaje jakiś omanów... Wróciłam na swoje miejsce gdzie czekała na mnie przyjaciółka. Usiadłam na przeciwko niej i zamknęłam oczy.
- Stella wszystko okej? - spytała i złapała mnie za dłoń. Wzięłam kilka głębokich wdechów i spojrzałam na brunetkę. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Proszę powiedz mi, że to przez ten upał - powiedziałam i wskazałam dłonią za okno.
- Ale nie ma dzisiaj żadnego upału. Jest tylko 20 stopni. O co ci chodzi? - odpowiedziała.
- Ja...Nie wiem...Mam jakieś dziwne przeczucia.
- Ale czego one dotyczą? Stella mów dokładnie.
- Widzisz tamtą dwójkę? - spytałam i wskazałam palcem ludzi, których przed chwilą zaczepiłam. Pokiwała głową więc kontynuowałam - Kogo ci przypominają?
- No nie wiem. Jakąś zakochaną parę? - powiedziała i odwróciła się w moją stronę.
- A dobra. Nie ważne - machnęłam ręką i już do końca dnia nie wspominałam o tym. Wiem, że mam coś nie tak ze sobą. Ale czemu?
Po wyjściu z kawiarni ja poszłam do swojego domu, a Madi do swojego. Zdecydowałam, że nie chcę widzieć dzisiaj nikogo. No oprócz Brada, taty i Esme. Weszłam do domu i z całej siły rzuciłam torbą w kąt. Przeszłam do salonu i rzuciłam się na kanapę. Krzyknęłam głośno, a po chwili poczułam dłoń na plecach. Podniosłam głowę i gdy zobaczyłam Esmeraldę z powrotem opadłam na poduszkę.
- Co się stało? - spytała i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Mam dość. To jakieś znaki? A może mam schizofrenię?
- Ale co się stało?
- Jak uciekłam z lekcji to byłam w kawiarni i tam siedziała dziewczyna z chłopakiem. Całowali się. I mi się wydawało, że to Louis i Larrisa. A jak on mnie zdradza, a Bóg daje mi jakieś wskazówki? Nie rozumiem już tego - jęknęłam bezradnie i się podniosłam. Usiadłam 'po turecku' i spojrzałam na kobietę.
- Nie przesadzaj. To tylko przypadek - uśmiechnęła się, ale mi wcale nie było do śmiechu.
- Przypadki nie istnieją. Nie w moim wypadku.
- Stella histeryzujesz. To na pewno po prostu zbieg okoliczności - powiedziała i złapała mnie za dłoń - A teraz gadaj czemu uciekłaś z lekcji. - dodała.
***
- Dobranoc - powiedziałam i poszłam do siebie na górę. Esmeralda i tata cały wieczór tłumaczyli mi, że to przypadek, a ja i tak wiem, że jest inaczej. Jeszcze ten mój wcześniejszy sen! Tam też był Louis i Larrisa. A jeśli on mnie na prawdę zdradza? Przez całe popołudnie dostałam z pięćdziesiąt wiadomości od chłopaków dlaczego nie chcę ich widzieć. Na żadną nie odpisałam. Madi nie pisała, bo jej wytłumaczyłam o co chodzi. Poszłam wcześnie spać i wcale nie myślałam o tym co będzie jutro.

**następnego dnia**
Obudziłam się o 6:30. Wstałam i poszłam do łazienki. Gdy wróciłam podeszłam do szafki, z której wyjęłam granatowe rurki, białą koszulkę i białe trampki. [link]. Włosy związałam w koka, a na nadgarstek założyłam bransoletkę. Gotowa zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie przyjaciółka. Kiedy ona w ogóle przyszła?
- Gotowa? Możemy już iść? - spytała i wstała z kanapy, na której siedziała. Pokiwałam głową, pożegnałam się z domownikami i wyszłyśmy.
- Jak tam? - spytała kiedy szłyśmy chodnikiem.
- Wczoraj dostałam chyba pięćdziesiąt wiadomości od chłopaków - wzruszyłam ramionami.
- Nie dziwne. Mówisz, że nie chcesz ich widzieć, a nie podajesz powodu.
- Bo sama nie wiem jaki jest dokładny powód.
- Dziwna jesteś. - mruknęła.
- Wiem.
- A co im dzisiaj powiesz? - spytała. No tak. Tego nie przemyślałam.
- Ty mi pomożesz coś wymyślić - uśmiechnęłam. Pokręciła przecząco głową i machnęła rękami.
- O nie! Nie tym razem. Ty zrobiłaś, ty się wytłumaczysz.
- Dobra - prychnęłam. Reszta drogi minęła nam w ciszy. Szczerze? To ja w ogóle nic nie przemyślałam. Nadal twierdzę, że to są jakieś znaki i koniec. Gdy byłyśmy już pod szkołą, zobaczyłam, że chłopaki na nas czekają. Westchnęłam tylko i szłam dalej. Z daleka widziałam jak zawzięcie o czymś rozmawiają.
- O nareszcie jesteście - powiedział Harry, kiedy stanęłyśmy przed nimi.
- Stella co się wczoraj stało? - spytał Louis. Spuściłam głowę w dół i patrzyłam na moje białe buty. Wzruszyłam ramionami i chciałam ich ominąć i wejść do szkoły, ale mnie zatrzymali. Spojrzałam błagalnie na przyjaciółkę, ale ta tylko pokręciła głową.
- Miałam gorszy dzień - mruknęłam cicho, ale nadal na nich nie patrzyłam.
- Dobra, chodźcie do szkoły. - westchnął Zayn. Całą piątką weszliśmy do szkoły i każdy poszedł do swojej szafki. Oczywiście niezdarna ja musiałam się potknąć na schodach. Ale złapałam równowagę.
***
- W domu musicie wykonać zadanie trzecie i czwarte ze strony sto sześćdziesiątej dziewiątej - powiedział nauczyciel z geografii. Zapisałam wszystko i zamknęłam książki. Po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszliśmy z klasy.
- Stella co robisz dzisiaj po szkole? - zapytał Louis kiedy szliśmy pod salę 145.
- Nic a co? - odpowiedziałam.
- Chciałbym cię zabrać w jedno magiczne miejsce.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
***
- Jesteście zwolnieni z dwóch ostatnich lekcji. Czyli po tej idziecie do domu - powiedział dyrektor, który właśnie wszedł do klasy. Wszyscy się ucieszyli, a kiedy zadzwonił dzwonek wybiegli z sali. Ja z Louisem zostaliśmy ostatni. Razem wyszliśmy ze szkoły i Louis pokierował się w jakimś nieznanym mi kierunku. Doszliśmy do parku, w którym nigdy nie byłam.
- Odwróć się. Muszę zasłonić ci oczy - powiedział w pewnym momencie. Nic nie mówiąc wykonałam jego polecenie. Chłopak zawiązał mi jakąś chustkę na oczach i złapał ze rękę. - Możesz zdjąć. - powiedział po dziesięciu minutach marszu. Niepewnie ściągnęłam szmatkę z oczu i aż zaparło mi dech w piersi.
Zaczęłam rozglądać się dookoła i podziwiać widok. Staliśmy właśnie na jakimś pomoście, a dookoła był park i woda. Nie mogłam nacieszyć oczu.
- Boże! Jak tu pięknie - powiedziałam tylko i odwróciłam się do Louisa, który stał za mną. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno go przytuliłam.
- Wiem, dlatego cię tu przyprowadziłem - powiedział.
- Dziękuję.
- Powiesz mi teraz co się wczoraj stało? - spytał nagle.
- Pod jednym warunkiem - szepnęłam i się od niego odsunęłam.
- Jakim?
- Przysięgnij mi, że mnie nie zdradzasz i nie masz zamiaru tego zrobić - powiedziałam cicho, a chłopak otworzył szerzej oczy. Popatrzyłam na niego wyczekująco.
- Oczywiście, że cię nie zdradzam. I nie mam zamiaru, przysięgam. - powiedział i złapał moją dłoń, którą przyłożył sobie do klatki piersiowej. - Czujesz jak bije? - spytał. Skinęłam delikatnie głową i się do niego przysunęłam. - Ono jest twoje. Pamiętaj. Ale powiedz co się stało. - uśmiechnął się lekko.
- Bo mam jakieś dziwne przeczucia. Ostatnio miałam taki dziwny sen. I ty mnie w nim zdradziłeś. Z Larrisą. I wczoraj jak byłam z Madi w kawiarni to widziałam dwójkę ludzi bardzo podobnych do was. I tak strasznie się boję, że to prawda. Że Bóg daje mi jakieś znaki czy coś. - mruknęłam i zamknęłam oczy.
- Skarbie...Rozumiem twoje obawy, ale naprawdę. Przysięgam ci, że cię nie zdradzam, ani nie zamierzam tego robić. To najgorsza rzecz jaką jeden człowiek może zrobić drugiemu. A ja nie chcę cię zranić, a później stracić. - powiedział i położył swoje ręce na moich biodrach. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i westchnęłam. - Kocham cię - dopowiedział.
- Ja ciebie również kocham. Bardzo i nie chcę cię stracić. Zależy mi na tobie - szepnęłam i oplotłam go rękami w pasie.
- To będziesz o tym pamiętać? - spytał. Pokiwałam głową i nie więcej nie powiedziałam.
***
- Wróciłam! - krzyknęłam kiedy przekroczyłam próg domu. Zdjęłam buty i przeszłam do salonu. Siedział tam Brad i Mike. Austina nigdzie nie było. Słyszałam jak ktoś krząta się w kuchni więc to pewnie Esme.
- Gdzie byłaś? - spytał brat kiedy usiadłam obok nich.
- Z Louisem w parku.
- Co tam robiliście?
- Rozmawialiśmy.
- To co? Jutro impreza tak? - spytał Mike. Pokiwałam głową i się uśmiechnęłam. Jak miło, że już weekend. A potem wycieczka! Tak się cieszę...

**następny dzień**
Wstałam około 12 i od razu poszłam do łazienki. Madi i chłopaki przyjdą dopiero po południu więc mam czas do 15. Wzięłam prysznic i ubrałam się w dżinsowe szorty i białą bluzkę z napisem 'Crazy Mofos'. Tak ubrana zeszłam na dół do kuchni gdzie siedział tata, Esme, Brad i Mike. Co on tu nocował?
- Dzień dobry - powiedziałam i usiadłam obok Mike'a o Brada. Zaczęłam jeść śniadanie i przysłuchiwać się rozmowie o jutrzejszym dniu.
***
- Stella jesteś gotowa? - krzyczała moja przyjaciółka zza drzwi. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze podziwiając mój strój [klik] i wyszłam. Spojrzałam na przyjaciółkę, która była ubrana w sukienkę z tygrysem i szpilki. [klik].
- Tak jestem. Idziemy? - powiedziałam i razem zeszłyśmy na dół. Czekali tam na nas nasi przyjaciele, mój brat i jego koledzy oraz tata.
- Macie ich pilnować i wrócić przed drugą - powiedział tata i odszedł. Zaśmiałam się cicho i całą ósemką wyszliśmy z domu. Z racji, że klub jest blisko szliśmy piechoto. Cały czas trzymałam rękę Louisa. Chłopaki byli strasznie podekscytowani.
***
Zabawa trwała w najlepsze. Brad, Mike i Austin ledwo trzymali się na nogach, chociaż mieli nie pić. Sama jestem nie lepsza. Razem z Madi właśnie stoimy i bajerujemy barmana. Chłopaki 'pilnują' mojego brata, mimo, że sami są pijani. Wiem, że jak wrócimy do domu to tata mnie zabije, ale żyje się chwilą nie?
- I wtedy ona podeszła i wylała mi mleko na głowę - powiedział uroczy barman. Razem z przyjaciółką śmiałyśmy się w niebo głosy. Naprawdę nie powinnam pić. Jestem nieodpowiedzialna.
Rozejrzałam się po klubie i znów zauważyłam blondynkę i szatyna, całujących się. Tylko tym razem naprawdę wyglądali jak oni. Już chciałam wstać i do nich podejść kiedy przede mną pojawił się Louis. Westchnęłam z ulgą i mocno go przytuliłam. Spojrzałam jeszcze raz w tamto miejsce, ale zaraz odwróciłam wzrok. Zeszłam ze stołka barowego i stanęłam obok szatyna.
- Może czas się zbierać? - spytałam. Chłopak się ze mną zgodził. Zebraliśmy wszystkich i wyszliśmy z lokalu. Świeże powietrze nocy owiało moje policzki.
- Julia? - usłyszałam tuż nad uchem...







Proszę i przepraszam. Miał być w piątek, ale zapomniałam. Ale jest teraz i tak jak pisałam. Jest dłuuugi. Mam nadzieję, że wystarczająco długi aby się wam podobał. Kolejny pojawi się 24 lub 25 kwietnia. Na pewno. Co do tego rozdziału. Podoba się? Jeśli tak to komentujcie bo to bardzo motywuje. Inaczej mi się pisze kiedy widzę tylko 3 komentarze, a inaczej kiedy jest ich 7 lub 8. 
Zapraszam również        TU       i        TU  .
No to Wesołych Świąt i pozdrawiam <3

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 17 ,,Wariatkowo...''

Popatrzyłam na osobę i zobaczyłam...Harrego? Co jest? Co on chce?
- Co tam? - spytał jakby nigdy nic i mnie puścił.
- Co chcesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Chłopak szeroko się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
- Miałem cię zawołać do salonu, bo twój tata chce coś powiedzieć - pokiwałam głową i przeszliśmy do salonu. Wszyscy siedzieli i na mnie patrzyli.
- Co się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Są dwie sprawy. Pierwsza, musisz uważać, bo twoja matka wróciła - zaczął mój tata, a ja wcale się nie zdziwiłam. Ona nie umie długo gdzieś posiedzieć. Kiwnęłam tylko głową w znaku zrozumienia i słuchałam dalej. - Druga, to w niedzielę jedziemy do twoich dziadków, a moich rodziców - dokończył, a ja się uśmiechnęłam. Nigdy nie miałam okazji ich poznać. A dziadkowie ze strony mamy nie żyją, a ja ich nie pamiętam, bo zmarli jak miałam zaledwie 5 lat.
- Dobra - powiedziałam i poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość od Brada.
,,Powiedz im, że zabierasz nas na imprezę. Dzięki xxx''
Popatrzyłam na brata, a ten się tylko uśmiechał. Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale się zgodziłam.
- Tato chciałam spytać czy mogę wziąć Brada i chłopaków w sobotę na imprezę? - spytałam słodkim głosem. Jakoś trzeba go przekonać nie?
- Co? Nie ma mowy! On ma dopiero 17 lat - krzyknął tata, a ja załamałam ręce. Obiecałam im to muszę dotrzymać słowa. Ale jak go przekonać?
- No tato... - jęknęłam tylko.
- Nie ma takiej opcji - powiedział.
- Ale dlaczego? Przecież nie pozwolę im się napić i sama również nie będę. No proszę 
- Stella oni są niepełnoletni nie wpuszczą ich tam - westchnął tata.
- Posłuchaj, ja wiem, że oni mają po 17 lat. Ja mam 19 i to nie jest moja pierwsza impreza. Chodziłam na imprezy odkąd skończyłam 15 lat. Nie wierzysz? Spytaj Madi i chłopaków. To oni ze mną chodzili. Nie miałam rodzeństwa, z którym mogłam iść. Jak miałam już 16 lat to zaczęłam pić. Na początku tylko po jednym drinku, ale później upijałam się do nieprzytomności i nic nie pamiętałam. A oni mają już 17 lat i nie pójdą sami. Będę z nimi i będę ich pilnować. Pozwól im iść i się zabawić. Są przecież młodzi, muszą się wyszaleć - mówiłam, a wszyscy słuchali - Mnie nikt nie pilnował i musiałam sama znać umiar, a oni będą ze mną. Nic im się nie stanie. Proszę - dokończyłam.
- Ja...nie wiem co powiedzieć. - tylko tyle usłyszałam z ust taty. Serio? Ja tu tyle powiedziałam, a on nic? 
- Nie musisz nic mówić, po prostu pozwól mu iść. 
- No dobrze, ale kochanie ty się zgadzasz? - zwrócił się do Esmeraldy. Kobieta stała i tępo patrzyła w ścianę. Nie dziwię się jej, po tym co usłyszała.
- Niech idą, Stella jest odpowiedzialna i się nimi zajmie. W końcu sami niedługo będą dorośli i nic ich nie zatrzyma - powiedziała, a ja się uśmiechnęłam. Chłopcy rzucili się na nią i mocno przytulili. 
- Dziękuję - powiedziałam. - Która godzina?
- Osiemnasta piętnaście - odpowiedziała na moje pytanie Madi.
- Chodźcie do mnie do pokoju - powiedziałam w stronę przyjaciół i razem poszliśmy na górę.
- Co to było? Idziesz na imprezę? - zadał pytania Harry kiedy byliśmy całą piątką w moim pokoju. 
- Tak, a wy idziecie ze mną - uśmiechnęłam się chytrze i usiadłam na łóżko. Zaraz obok mnie pojawił się Louis, którego mocno przytuliłam. 
- A kto powiedział, że my chcemy? - zapytał Zayn, a ja się roześmiałam.
- Weź se nie żartuj. Każdy wie, że chcesz iść więc cicho. A napić też byś się chciał przed wycieczką 
- No tak, ale...powiedziałaś coś innego tacie - zauważył, a ja pacnęłam się w czoło.
- Cicho. Jak bym powiedziała, że ktoś będzie pił to by ich nie puścił, a oni mnie tak bardzo prosili
- A rozumiem. Sprytna jesteś - uśmiechnął się Zayn, a ja nie zwracając na nich uwagi cmoknęłam Louisa w usta. Szatyn lekko się uśmiechnął i zagryzł wargę.
- To może my pójdziemy do domu. Louis znasz drogę prawda? - zaśmiał się Harry. Wstali i wyszli nie czekając na żadną reakcję. Co z nimi?
- Co im się stało? - spytałam kiedy siedzieliśmy sami. Chłopak wzruszył ramionami i się położył. Nie czekając długo położyłam się obok niego, a głowę trzymałam na jego klatce. Wsłuchałam się w miarowe bicie jego serca i zapomniałam o rzeczywistości. 
- Jak widzisz swoją przyszłość? Widzisz tam nas? - Louis przerwał ciszę tym pytaniem. Przekręciłam się i teraz opierałam się brodą o jego tors i patrzyłam w jego szare tęczówki. Ostatnio sama o tym rozmyślałam, a teraz on się o to pyta...
- Chciałabym abyśmy byli razem długi, a nawet wiecznie. A ty? - odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Ja to widzę tak. Będziemy razem, później weźmiemy ślub i będziemy mieli dużo dzieci - powiedział, a ja szeroko się uśmiechnęłam. - Tylko pamiętaj, pierwszy ma być chłopczyk - pstryknął mnie w nos.
- A co jeśli będzie dziewczyna? - spytałam i otworzyłam oczy.
- Wtedy będziemy robili drugie, aż w końcu będzie chłopczyk - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Naprawdę chcesz mnie w swojej przyszłości? - zapytałam całkiem poważnie.
- Oczywiście, że tak. Kocham cię i chcę być z tobą do końca i jeszcze dłużej 
- Kocham cię Louis
- Ja ciebie również kocham - powiedział, a ja podniosłam się na łokciach. Patrzyliśmy na siebie przez jakieś dwie minuty po czym się podniosłam. Usiadłam okrakiem na chłopaku i popatrzyłam w jego oczy, a potem mój wzrok skierował się na usta chłopaka. Zagryzłam wargę i zbliżyłam się do jego twarzy, tak, że stykaliśmy się nosami. - Pocałujesz mnie wreszcie? - zaśmiał się. Pokiwałam głową i mocno naparłam swoimi wargami, na usta chłopaka. On nie był mi dłużny, bo lekko zagryzł moją dolną wargę, i po chwili nasze języki walczyły o nominację. Przeciągnęłam swoimi biodrami po jego kroczu, a on jęknął gardłowo. 
- Ykhym - usłyszałam za swoimi plecami. Szybko zeskoczyła z chłopaka. Niestety nie w tą stronę co trzeba i spadłam z łóżka. 
- Co tu robisz? - spytałam tatę, który stał w przejściu. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
- Stoję. Chciałem spytać czy Louis zostaje na kolację? - powiedział, a ja wstałam z podłogi. Rozmasowałam bolący tyłek i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na mojego chłopaka, ale on pokręcił przecząco głową.
- Chciałbym, ale nie mogę. - powiedział Louis i wstał. Uczyniłam to samo i we trójkę zeszliśmy na dół. Tata poszedł do salonu, a ja poszłam odprowadzić Louisa.
- Naprawdę nie możesz zostać? - spytałam kiedy chłopak ubierał buty.
- Jutro się zobaczymy, i w piątek, a w sobotę idziemy na imprezę. A w poniedziałek jedziemy, pamiętasz? Będziemy całe dwa tygodnie razem. - powiedział, a ja się do niego przytuliłam. - Kocham cię - powiedział i pocałował mnie w głowę. Mocniej go przytuliłam i westchnęłam.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i go puściłam. 
- Do jutra - powiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i przeszłam do salonu. Nie było już Mike'a i Austina, tylko sam Brad. Esme i tata pewnie w kuchni. Usiadłam obok brata i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Co oglądasz? - spytałam i ziewnęłam.
- Nie wiem. - odpowiedział, a ja się zaśmiałam. - Dzięki - powiedział cicho. 
- Spoko. Jeszcze nie raz mnie pewnie wykorzystasz, ale pamiętaj - zagroziłam palcem - Ja się o coś upomnę. Ale w końcu znalazłam rodzinę i muszę z tego korzystać. Ty wykorzystasz mnie, a ja ciebie i będziemy kwita - zaśmiałam się, znów. Ostatnio często się uśmiecham. Moja rana na ręce się prawie zagoiła, ale znaki są. I zawsze będą.
- Ale pozwolisz nam coś wypić? - spytał szeptem. Uśmiechnęłam się, ale pokiwałam głową. Dam im się napić. A co ja będę żałować? Sama robiłam gorsze rzeczy, nich dzieciaki zaznają stanu ukojenia. Szczegół, że na następny dzień mi się dostanie, ale przynajmniej się wybawimy. Raz się żyje nie? Właśnie...
- Oczywiście, ale masz nikomu nie gadać - również wyszeptała i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie, wiesz? - spytał, a ja go przytuliłam.
- Tak wiem.
- I do tego strasznie skromną - zauważył i znów wybuchliśmy śmiechem. Po chwili do salonu wpadł tata i na nas spojrzał. 
- Dzieci, wszystko w porządku? - spytał zdezorientowany. Popatrzyliśmy na siebie, a potem na tatę i znów zaczęliśmy się śmiać. - Wariatkowo - westchnął zrezygnowany i wyszedł.
Po jakichś 5 minutach śmiechu uspokoiliśmy się i poszliśmy do kuchni. Zjedliśmy kolację i każdy poszedł do siebie. Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam telefon na łóżko, a sama poszłam do łazienki z moją piżamką. Wzięłam prysznic, a następnie się wytarłam. Postałam chwilę w ręczniku i się ubrałam. Umyłam jeszcze włosy, które następnie wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone. Wróciłam do pokoju gdzie wybrałam sobie ciuchy na jutro. Wyjęłam siwe rurki, różową koszulę na ramiączkach i do tego różowe vansy. Dobrałam różowy zegarek i różowe kolczyki. [link]. Ubrania położyłam na komodzie razem z biżuterią. Podeszłam do okna i spojrzałam w przestrzeń. Przede mną rozwijał się widok Londynu. Jak zwykle tętniącego życiem. Samochody jeździli, ludzi gdzieś szli i wszędzie paliły się światła. Uwielbiam to miasto chociaż nie zawsze jest piękna pogoda. Nie dane było mi się nacieszyć tym widokiem, bo usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Podeszłam do łóżka, z którego wzięłam telefon i go odblokowałam.
''Dobranoc skarbie. Kolorowych i do jutra. Kocham. Lou xx''
Przeczytałam wiadomość od Louisa i od razu szeroko się uśmiechnęłam. Położyłam telefon na półkę, a sama zgasiłam światło. Po ciemku podeszłam do łóżka, w którym się położyłam. Na początku nie mogłam zasnąć, ale kiedy zaczęłam myśleć, o mojej przyszłości z Louisem zasnęłam z uśmiechem na ustach...






No i macie. 17 rozdział jest. Mam nadzieję, że może być. Następny pojawi się w czwartek lub piątek, ale będzie baaardzo długi. Obiecuję. A natomiast w 19 to się będzie działo... Mam cichą nadzieję, że akcja która mi wpadła do głowy się wam spodoba tak jak mi. Rozdział 19 będę pisała z pomocą siostry więc będzie lepszy niż wszystkie dotąd. Ale musicie na to poczekać :P
Komentujcie, głosujcie w ankietach i obserwujcie. 
Wiecie...Mam taki pomysł aby jak oni już będą na tej wycieczce to może napiszę takie zboczone sceny... xD Ale to tylko jeśli chcecie. Bo jeśli nie to ja się nie będę w ogóle za to brała. Także napiszcie mi pod tym rozdziałem czy chcecie czy nie. Ja dostosuję się do was, bo to w końcu wy czytacie, a ja tylko piszę.
No to tyle ode mnie... A i zapraszam was na moje drugie opowiadanie. 
Pozdrawiam xoxo

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 16 ,,Odpłacicie mi się...''

Powiedziałam i wybiegłam z klasy. Niestety jestem niezdarą przez co wpadłam na...blond sukę Riki. Spojrzałam na nią dziwnym wzrokiem i nic nie mówiąc odeszłam. Przeszłam przez całą szkołę, aż doszłam do mojej szafki, gdzie czekali na mnie przyjaciele. Uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam szafkę.
- O czym mówiłaś kiedy rozmawiałaś z Horanem? - spytał Harry.
- A no wiesz. O czymś bardzo ważnym dla niego - odpowiedziałam i wyjęłam książkę z chemii. Lubię ten przedmiot, jako jeden z nie wielu.
- Dobra. A co chciała od ciebie baba z matmy? - oczywiście ciekawski pan Zayn musiał spytać.
- Jestem zagrożona - wzruszyłam ramionami jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Dla mnie jest, bo i tak wiem, że ta małpa mnie przepuści, bo nie chce się ze mną dłużej użerać. Chłopaki się zaśmiali, ale zostali skarceni przez Madi. - Wyluzuj. Ja tam się nie martwię - walnęłam lekko przyjaciółkę w ramię.
- Wyluzuj? Wyluzuj?! Sama wyluzuj. Ja jestem wyluzowana, ale się o ciebie martwię - warknęła.
Chciałam coś powiedzieć, ale znów przerwał mi dzwonek. Czy on nie ma kiedy dzwonić? Westchnęłam i zamknęłam szafkę. Całą piątką ruszyliśmy w stronę sali 213 na lekcję Chemii. Gdy już tam weszliśmy rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie było. Co jest?
- Gdzie się wszyscy podziali? - spytała Madi, również rozglądając się po sali. Wzruszyłam ramionami i zajęłam swoje miejsce w ostatnie ławce. Tym razem siedzę z Madi. Po jakichś 10 minutach do sali weszła nasza nauczycielka, a za nią cała klasa. Lekcja się zaczęłam, a ja przestałam uważać na to co mówi nauczycielka i zaczęłam rysować na czystej kartce.

**5 godzin później**
Lekcje się skończyły, a ja właśnie wracam do domu. Idę sama, ponieważ moi przyjaciele przyjdą do mnie później, może. Dzisiejszy dzień nie był taki straszny. Po lekcji chemii miałam kolejne spotkanie z Amandą i Riki, a później było spokojnie. Całą drogę do domu rozmyślałam. Za niecały tydzień wycieczka, bo już w poniedziałek wyjazd. Wiem, że już wszyscy zapłacili. Nawet ja, tylko nie osobiście, bo zrobił to tata. W sobotę będę musiała się spakować. Ciekawe z kim weźmiemy pokój? Nas jest piątka, ale pięcioosobowe są już zajęte. Jak dostaniemy domek na siedem osób to ciekawe kto będzie z nami...
Ciekawa jestem jaka czeka mnie przyszłość? Będzie w niej Louis? Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała. Chciałabym zostać zawodową tancerką. Mieć męża, Louisa najlepiej, dwójkę dzieci, chłopczyka i dziewczynkę i mieszkać w ładnym domku na obrzeżach z pieskiem. Ach te marzenia. Jak wrócę z wycieczki to muszę się przygotować do turnieju tańca, który będzie tydzień po moim powrocie. O zbitej kostce już dawno zapomniałam i wcale mnie nie boli. Strata matki... Nie czuję tego. Jakoś jest mi lepiej kiedy wiem, że nie ma jej w pobliżu.
Mam najlepszych przyjaciół na świecie, a zwłaszcza przyjaciółkę i za nic bym ich nie oddała. Jestem w stanie oddać za nich życie. Przyjaźń jest bardzo ważnym elementem układanki jaką jest nasze życie. Tak samo jest z miłością. Nie ma jej to czujemy kompletną pustkę i jesteśmy rozdarci. Każdy zasługuje na miłość i przyjaźń. Nawet najgorszy drań. Po prostu bez miłości nie da się żyć.
Nawet nie zauważyłam kiedy i już stałam przy furtce do mojego domu. Otworzyłam drzwi i poczułam cudowne zapachy dobiegające z kuchni. Zdjęłam buty, a plecak rzuciłam na szafkę w przedpokoju. Później go zabiorę. Przeszłam do salonu, ale nikogo tam nie było. Weszłam do kuchni, a przy kuchence stała Esmeralda. Brad pewnie jeszcze nie wrócił ze szkoły. Przywitałam się z kobietą po czym zasiadłam przy stole.
- Jak tam w szkole? - spytała nie odwracając się.
- Może być. - odpowiedziałam bawiąc się palcami. - Tata musi iść do szkoły - dodałam przypominając sobie rozmowę z Deruto.
- Czemu? Co zrobiłaś? - zaśmiała się.
- Nic, chyba. Po prostu baba od matematyki kazała mu przyjść, bo jestem zagrożona i chce pogadać o moim zachowaniu. Ale ja jestem grzeczna - poprawiłam włosy i wstałam. Podeszłam do kobiety i zajrzałam jej przez ramię. - Co to? - spytałam wskazując palcem na patelnię.
- To są warzywa. Dzisiaj na obiad będzie chińszczyzna - uśmiechnęła się, i jak na zawołanie mój brzuch zaburczał. Zaśmiała się głośno, a ja razem z nią.
- Gdzie Brad? I o której wraca tata? - spytałam wracając na swoje miejsce przy stole.
- Brad jeszcze w szkole. Wróci niedługo. A Ben wraca o 17. - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Wstałam z krzesła i skierowałam się do wyjścia z kuchni.
- Zawołaj mnie jak będzie gotowe. Muszę iść coś zrobić - powiedziałam, i wyszłam z pomieszczenie. Po drodze zgarnęłam swój plecak i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam plecak pod szafę. Wyjęłam telefon z kieszenie i położyłam na komodzie. Muszę iść potańczyć. Dawno tego nie robiłam. Może jutro? Kończę wcześnie więc będę miała czas przejść się tam gdzie zawsze. Usiadłam na łóżku i przymknęłam oczy. Nie dane było mi tak posiedzieć, bo usłyszałam trzask zamykanych drzwi, a po chwili wołanie. Z czołgałam się z łóżka i zeszłam po schodach na dół. W korytarzu stał uśmiechnięty Brad z torebką w ręku. Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na piersi.
- Co chcesz? - spytałam i od razu tego pożałowałam. Przede mną pojawili się dwa chłopaki. Chwila...Znam ich..To nie jest przypadkiem syn dyrektora Mike? Ten drugi to na pewno Austin, bo uczy się w szkole tanecznej tej co ja. Ale skąd Brad ich zna?
- Chcieliśmy cię prosić, abyś poszła z nami na imprezę w piątek - powiedział mój brat, a ja się zaśmiałam. Chcą żebym poszła z nimi na imprezę? Po co? No tak...Nie są pełnoletni i ich nie puszczą. Ale Austin ma już skończone 18 lat... A może dopiero skończy.
- A co ja będę z tego mieć? - spytałam patrząc na nich. Spojrzeli po sobie, a następnie na mnie. Chyba się tego nie spodziewali. Ale jak mam im pomóc to muszę coś z tego mieć. Za darmo tego nie zrobię.
- Radość, że pomogłaś bratu? - spytał niepewnie mój braciszek. Zaśmiałam się gorzko, ale pokiwałam głową. Pomogę im, a potem się upomnę o coś.
- Zgoda - powiedziałam, a chłopaki zaczęli skakać z radości. Ja tak nigdy nie miałam. Nie miałam starszego rodzeństwa z którym mogłam chodzić na imprezy. Zawsze chodziłam sama lub z przyjaciółmi. Nigdy z rodzeństwem, chociaż chciałam. Z czasem była Larrisa, ale z nią nigdy nie żyłam w zgodzie.
- Dziękujemy - mrugnął do mnie okiem Mike.
- Odpłacicie mi się. - uśmiechnęłam się i poprawiłam włosy - To w piątek o 18 idziemy do klubu 'Big Star' i od razu mówię, że ze mną idzie Madi i może chłopaki więc nie będziecie za dużo pić ani rozrabiać, rozumiemy się? - spytałam. Zachowuję się jak matka, ale nie pozwolę im się schlać w trzy dupy, bo wiem jak to jest. Sama również nie będę mogła dużo wypić, bo będę ich pilnować.
- No dobra - powiedzieli całą trójką i do mnie podeszli. Rozłożyłam szeroko ramiona, a po chwili mnie przytulali.
- Dobra, dość tych czułości - zaśmiałam się i zostawiłam ich na korytarzu. Weszłam po schodach na górę, a następnie prosto do mojego pokoju. Wzięłam telefon w rękę i zauważyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Madi i dwa od Louisa. Nie zdążyłam nic nacisnąć i znów rozległ się dźwięk telefonu. Odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.

- Czego znowu?
- Czemu nie odbierasz? Co robisz? - usłyszałam pytania Madi.
- Nie słyszałam dzwonka. Rozmawiałam z bratem.
- Jesteś w domu? My już idziemy
- Taa jestem. Zapraszam 

Nie usłyszałam odpowiedzi tylko dźwięk oznajmiający zakończenie połączenia. Rzuciłam telefon na łóżko i znów zeszłam na dół. W salonie siedzieli chłopaki, a w kuchni była Esme. Tata chyba jeszcze nie wrócił.
- Co tam robicie? - przeskoczyłam kanapę i usiadłam obok nich.
- Gadamy o imprezie - poruszył śmiesznie brwiami Mike. Zaśmiałam się i odchyliłam głowę do tyłu.
- Stella możemy pogadać? - usłyszałam głos obok. Spojrzałam na osobę, która do mnie mówiła i był to Austin. Pokiwałam głową i wstałam. Ruszyłam w stronę korytarza, a chłopak za mną. 
- O czym? - spytałam kiedy staliśmy sami.
- Ja widziałem TE zdjęcie - powiedział dając nacisk na przedostatnie słowo. Dopiero teraz przypomniało mi się co mówiła Madi. TE zdjęcie widziała ona i Austin! Przełknęłam głośno ślinę. - Ale nie martw się, nikomu o tym nie powiem - uśmiechnął się, a mi kamień spadł z serca. - To jest wasze życie i wy wiecie co robicie dobrze, a co źle. Nie mam prawa tego rozpowiedzieć, bo nie brałem w tym udziału, a i jest to naruszenie waszej prywatności - powiedział, a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję - wyszeptałam tylko i usłyszałam śmiechy.
- Ella! Tylko nie zdradź Louisa - usłyszałam krzyk brata. Zaśmiałam się i przeszłam razem z Austinem do salonu. Mój brat właśnie stał tyłem do mnie i pokazywał coś Mike'owi. Nie myśląc wiele po cichu podbiegłam i wskoczyłam mu na plecy. Chłopak się zachwiał i nie udało mu się utrzymać równowagi przez co się wywrócił. Leżeliśmy i się śmialiśmy, a chłopaki razem z nami. Nasze śmiechy przerwał dzwonek do drzwi, więc się uspokoiliśmy. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je szybko i zaśmiałam się głośno widząc moich przyjaciół. Popatrzyli na mnie jak na wariatkę, ale nic nie powiedzieli. Zaprosiłam ich gestem dłoni do środka, a sama zamknęłam za nimi drzwi. Cały czas cicho chichotałam. Weszliśmy do salonu gdzie nadal byli chłopcy. Popatrzyli się na towarzyszy i znów wybuchli śmiechem, a ja razem z nimi. Czwórka moich przyjaciół stała i patrzyła się na nas jak na idiotów. Zgięłam się w pół i złapałam za bolący brzuch. Za dużo śmiechu. Ale lepiej się śmiać niż płakać, nie? Jasne, że tak.
- O co wam chodzi? - spytał zrezygnowany Harry. Wskazałam palcem na mojego chłopaka i dalej się śmiałam. Nie mogłam łapać oddechu więc powoli zaczęłam się uspokajać. Louis zaczął poprawiać ciuchy i fryzurę, a następnie na nas spojrzał.
- Co z nim nie tak? - zabrał głos Zayn. Pokręciłam przecząca głową, machając przy tym rękami.
- Nic. - powiedziałam już prawie spokojna. Wzięłam głęboki wdech, a następnie wydech.
- Dzieci! Zapraszam na obiad, wszystkich! - usłyszałam krzyk Esmeraldy z kuchni. Popatrzyłam po reszcie i wszyscy powoli ruszyliśmy do kuchni. W tym samy czasie przyszedł tata i wszyscy zasiedliśmy przy stole jedząc. Po obiedzie całą ósemką, oprócz taty i Esme, siedzieliśmy w salonie.
- Słyszałem, że tańczysz - zwrócił się do mnie mój brat. Pokiwała głową. - Pokażesz coś?
Wzruszyłam ramionami i wstałam. Stanęłam na środku salonu i się zamyśliłam.
Co im zatańczyć? Coś łatwego, bo nie chce mi się wysilać.
- Włącz jakąś muzykę - powiedziałam i podparłam się o biodro. Brat podszedł do odtwarzacza pod telewizorem i włączył jakąś nieznaną mi muzykę. Zaczęłam machać nogami i rękami, co wychodziło na taniec. Wszyscy patrzyli z zafascynowaniem i zaciekawieniem. Nawet Austin, który widział jak tańczę. Tak ogólnie to jak tańczę to widziała tylko Madi. Wcześniej nie przyjaźniłam się tak bardzo z Louisem, Zaynem i Harrym.
Piosenka się skończyła, i ja także skończyłam swój występ. Poprawiłam grzywkę, która spadła mi na czoło i teatralnie się ukłoniłam. Usłyszałam oklaski przyjaciół i taty oraz Esme, którzy doszli w trakcie mojego 'występu'. Zaśmiałam się i wróciłam na kanapę. Oparłam się o ramię Louisa i głośno westchnęłam.
- Ślicznie tańczysz - pochwalił mój tata. Podziękowałam skinieniem głowy i wstałam. Poszłam do kuchni gdzie się napiłam. Oparłam się o blat i popatrzyłam w okno. Mam wielkie szczęście. Naprawdę. I bardzo się z tego powodu cieszę. Stałam tak i rozmyślałam kiedy nagle poczułam dłonie na biodrach i szybko zostałam odwrócona. Popatrzyłam na osobę i zobaczyłam...






Oto i jest! Rozdział 16... Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mi się podoba. Kolejny dodam w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek, bo nie będzie mnie cały weekend. :(
Najdłuższy nie jest, ale krótki też nie, prawda? Może się nie obrazicie za to... ^.^
W tym rozdziale nie ma dramy i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli jeśli przez kolejne kilka rozdziałów będzie spokojnie, a później mam plany zrobić takie wielkie wydarzenie. Oczywiście to 'wydarzenie' nie będzie miłe. I wiem, że wyjdzie super... :)
Komentujcie, głosujcie w ankietach i dodajcie się do obserwowanych.
Ode mnie lecą pozdrowienia xoxo

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 15 ,,Jesteś zagrożona...''

Stałam obok Louisa mocno trzymając go za rękę. Wtem postacie zdjęły kaptury i ukazali się...Esmeralda i tata. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Jak mogliście nas tak wystraszyć? - zapytałam kiedy się uspokoiliśmy. Kobieta szeroko się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ale już nie oglądaliśmy.
- My będziemy się już zmywać, jutro do szkoły - powiedział Zayn i wstał, a za nim reszta.
- Okej, kto jutro po mnie zachodzi? - spytałam kiedy staliśmy w piątkę pod drzwiami.
- Ja, to jeszcze pogadamy sobie - odpowiedziała Madi i mnie przytuliła. Chwilę później zostałam sama na korytarzu. Oparłam się o ścianę i szeroko uśmiechnęłam.
- Coś ci jest? - spytał tata kiedy wszedł na korytarz. No tak nie codziennie widzi się córkę siedzącą pod ścianą i uśmiechającą się do powietrza.
- Ja wiem...Może tak...Może nie...Nie wiem tego - zaśmiałam się głośno i wstałam. Przeszłam pomału do salonu, gdzie siedział Brad z Grace.
- A ty jeszcze tu siedzisz? - spytałam dziewczynę. Taa wiem, to było dziwne pytanie.
- Yyy...tak, ale za chwilę tata po mnie przyjedzie - odpowiedziała zakłopotana.
- Dziewczyno nie wstydź się, ja już taka jestem i nie musisz się przy mnie jąkać - poklepałam ją po ramieniu. Uśmiechnęła się nie pewnie i wstała z kanapy.
- Dobrze. Mój tata już jest - powiedziała wyglądając przez okno. Mój brat odprowadził ją do drzwi, a kiedy wrócił popatrzył się na mnie.
- Co to miało być? - spytał. Chyba jest zły. Chyba jest zły na mnie. Ops...
- Co? Nie wiem o co ci chodzi - odpowiedziałam i usiadłam na kanapie.
- Stella, czemu to robisz? - spytał jakby błagalnie i usiadł obok mnie.
- Ja...nie wiem. Po prostu taka jestem. Wszędzie mnie pełno, jestem ciekawa i szczera. - spojrzałam na niego. - Musisz się przyzwyczaić. I obiecuję, że postaram się powstrzymywać przy niej. Widzę, że ci zależy - dźgnęłam go w ramię.
- Dziękuję. I mam nadzieję, że w najbliższym czasie lepiej się poznamy i nie będę musiał się za ciebie wstydzić, siostrzyczko - odpowiedział i mnie przytulił.
- Stella kiedy idziesz spać? - spytał tata, który właśnie wszedł do salonu. Popatrzył na nas dziwnie, ale to przemilczał. Spojrzałam na zegarek. Jak już późno!
- Właśnie teraz - uśmiechnęłam się i wstałam. Przytuliłam go i poszłam w stronę schodów. - Dobranoc! - krzyknęłam kiedy byłam już prawie na górze. Ktoś coś mruknął, ale nie zwracałam na to uwagi i weszłam do pokoju. Chwyciłam moją piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i od razu położyłam się do mojego kochanego łóżeczka. Te łóżko jest tak wygodne, że można w nim zamieszkać i nigdy z niego nie wychodzić. Przewróciłam się na drugi bok i nie wiem kiedy, ale odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

**następnego dnia**
Obudził mnie budzi, który zadzwonił o 6.30. Pomału wstałam i przetarłam oczy. Podeszłam do szafy, z której wyjęłam czarno-białe rurki w paski i białą bluzkę z motywem Myszki Miki. Z wieszaka na komodzie zabrałam bransoletkę i kolczyki, i z ciuchami poszłam do łazienki. Ubrałam świeża bieliznę oraz ciuchy. Oczy pomalowałam tuszem i narysowałam cienką kreskę eyelinerem. Gotowa weszłam do pokoju gdzie założyłam białe, krótkie conversy [link]. W rękę chwyciłam plecak, do którego schowałam parę zeszytów na dzisiaj. Usłyszałam dzwonek telefonu więc szybko go odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
- Halo? 
- Stella, jesteś już gotowa? Będę za pięć minut 
- Dobra, już schodzę
Powiedziałam i się rozłączyłam. Madi już idzie więc muszę schodzić. Przeczesałam jeszcze włosy, które zostawiłam rozpuszczone i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni gdzie siedziała Esmeralda i Brad. Tata pewnie do pracy pojechał. Przywitałam się i wzięłam w dłoń jabłko.
- Stella! O której wrócisz? - spytała Esmeralda. Wzruszyłam ramionami i chwilę się zastanowiłam.
- Nie wiem, pewnie około 17 - uśmiechnęłam się i usłyszałam dzwonek do drzwi. - Ja już uciekam. Do zobaczenia potem - powiedziałam i cmoknęłam ją w policzek. Wyszłam z kuchni i od razu podeszłam do drzwi. Za nimi czekała na mnie moja przyjaciółka, z którą przywitałam się uściskiem. 
- Idziemy? - spytała. Pokiwałam głową i chwilę potem szłyśmy już chodnikiem w stronę szkoły. Cały czas rozmawiałyśmy o wycieczce na Bora Bora. Te przykre tematy trzeba zostawić i do nich nie wracać.
- Z kim weźmiemy domek? - spytała nagle. Popatrzyłam na nią zdziwiona. 
- Nie wiem. Z chłopakami? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - A ile osobowe one są?
- Sześcio, pięcio lub siedmio 
- No to my weźmiemy ten na pięć osób - odpowiedziałam.
- Tak, tylko jest mały problem - podrapała się po głowie. No co znowu? Czy zawsze musi być jakaś przeszkoda? Jakieś ale? Czemu ja mam takiego pecha? No czemu?
- Jaki znowu problem?
- Wszystkie pięciu osobowe są już zaklepane - westchnęłam głośno. A jeśli weźmiemy sześciu to będziemy musiały wziąć kogoś jeszcze do siebie. A ja nie chce nikogo! Chcę być sama z moim przyjaciółmi, a nie z kimś jeszcze! 
- Co? Jak to? Czemu nie zaklepałaś nam jednego? Dlaczego? - spytałam z żalem. Tak mam do niej żal. Nie zaklepała nam jednego. Jak ja to zniosę?
- Nie wiem. Chciałam poczekać na ciebie. - odpowiedziała. Dobra, nie będę się na nią złościła. Za tydzień mamy wyjazd i musimy to jakoś załatwić, a nerwy w tym nie pomogą. Nawet się nie zorientowałam kiedy, ale stałyśmy właśnie pod szkołą. Zobaczyłam, że przy drzwiach czekają na nas chłopaki. Szybko podbiegłam do Louisa i uwiesiłam mu się na szyi.
- Tęskniłam - powiedziałam cicho do jego ucha. 
- Ja za tobą też - odpowiedział i cmoknął mnie w usta. Całą piątką weszliśmy do szkoły, gdzie spotkałam ciekawe spojrzenia innych uczniów. Zaśmiałam się cicho i szłam dalej.
- Co mamy pierwsze? - spytałam kiedy staliśmy przy mojej szafce. Wszyscy już mieli swoje książki w rękach tylko nie ja.
- Historia - odpowiedziała Madi. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i wzięłam w dłoń książkę z tego przedmiotu. Wsadziłam plecak do szafki, którą następnie zamknęłam. 
- Poczekajcie, ja zaraz do was przyjdę - powiedziałam kiedy byliśmy przy sali. Pokiwali głowami, a ja się oddaliłam. Skierowałam się w stronę łazienek z zamiarem poprawienia fryzury. Kiedy tam weszłam przed lustrem stały dwie największe pudernice w szkole. Tak mowa tu o Amandzie i Riki. Jak zwykle poprawiały swój makijaż. Ja nie rozumiem jak można kłaść tyle tapety...
- O patrzcie kto się zjawił - pisnęła Riki. Nie zwracając na nie uwagi podeszłam do zlewu i zmoczyłam w nim dłonie. 
- Długo cię nie było, księżniczko - dodała druga. Rzygać mi się chce jak je widzę, ale cóż poradzić...
- Wal się - syknęłam i poprawiłam włosy. Z racji, że chciałam zrobić im na złość znów zmoczyłam ręce w wodzie, ale tym razem ich nie suszyłam. Przeszłam obok Amandy i jednym palcem przeciągnęłam po jej oku, przez co jej makijaż zaczął się rozmazywać.
- Ups, coś ci się rozmazało - zaśmiałam się gorzko i wyszłam z łazienki. Słyszałam jeszcze jak lalunia jęczy i coś krzyczy, ale nie za bardzo mnie to interesowało. Kiedy doszłam do klasy, zadzwonił dzwonek. 
- Zapraszam do klasy - otworzył nam drzwi pan Greene. Miły staruszek, ale i tak go nie lubię.
- Stella idziesz? - spytał Louis. Pokiwałam głową i po chwili siedziałam na moim stałym miejscu. Ostatnia ławka od okna. Uwielbiam tu siedzieć. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, mam blisko okno i siedzę sama.
- Zapiszcie temat i otwórzcie na setnej stronie - powiedział nauczyciel, a ja zauważyłam, że obok mnie siada mój chłopak. Otworzyłam zeszyt i zapisałam to co było na tablicy. 
- Jak tam? - usłyszałam szept przy uchu.
- Bardzo dobrze - uśmiechnęłam się i splotłam nasze dłonie pod ławką. 
Przez całą lekcję siedziałam i udawałam, że słucham tego co nauczyciel mówi, a tak na prawdę to myślałam. Myślałam o tej wycieczce. Jak tam będzie? Będziemy się dobrze bawić? Z dala od problemów? A może będą tylko kłopoty? Same kłótnie i awantury? Nie wiem, ale na pewno chcę aby było dobrze. 
- Idziemy? - poczułam szturchnięcie w ramię. Spojrzałam na szatyna i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy sami w klasie. Chyba nie słyszałam dzwonka. Pokiwałam głową i razem wyszliśmy z klasy. 
- Chodź do mojej szafki - zajęczałam. Jakiś ten dzisiejszy dzień nie fajny. 
- Okej, ale najpierw chodź do mojej, jest bliżej - odpowiedział i pociągnął mnie za rękę. Wziął książki i skierowaliśmy się w drugą stronę. Kiedy doszliśmy do mojej szafki czekali tam na nas Zayn, Madi i Harry. Uśmiechnęłam się widząc przyjaciół i do nich podeszłam. Otworzyłam swoją szafkę i popatrzyłam na plan, który mam zawieszony na drzwiczkach. Oh nie... Teraz mam matematykę, a ja jej tak nie lubię...Wyjęłam zeszyt z matematyki i zamknęłam szafkę. 
- Co robimy po szkole? - spytałam i popatrzyłam na resztę. Wzruszyli ramionami i popatrzyli za mnie. 
- Nie wiem, możemy iść do nas - poruszył śmiesznie brwiami Hazz. Potaknęłam i poprawiłam włosy.
- Widzę księżniczko, chłopaka sobie nowego znalazłaś - usłyszałam głos za sobą. Tylko nie to. Tylko nie oni. Nie chcę się odwracać, nie mogę. 
- I to oby jednego - dodał drugi. Jak oni tak mogą? Wiedzą co zaraz zrobię, więc po co się odzywają? Po co? Znowu on chce stracić włosy? Gówno mnie obchodzą jego rodzice, tak jak i on.
- Walcie się - splunęłam i się do nich odwróciłam. Nie myliłam się. Przede mną właśnie stał Horan i Payne. Jak ja ich nienawidzę.
- Z tobą zawsze - uśmiechnął się blondyn. 
- Chyba cię coś pojebało - prychnęłam. Założyłam ręce na piersi i obserwowałam tą dwójkę. Po chwili poczułam dłoni na biodrach, które mnie do siebie przyciągnęły. Nie protestowałam, bo nie chcę zbędnych kłótni. A na nich nie chcę marnować swojej cierpliwości.
- Podobno poznałaś moich rodziców. Widzieli twój cudowny występ i ja też widziałem. Niezły był. - poruszył brwiami blondyn. - I wiesz, widziałem cudowne zdjęcia - dopowiedział, a mi serce stanęło. Dosłownie. Jak to widział zdjęcia? Jak to w ogóle coś widział? Nie było go tam! 
- Jeśli chcesz mieć zęby na miejscu to się zamknij i odejdź. - powiedziałam i wykręciłam się z objęć mojego chłopaka. Trudno się mówi, że będę miała potem kolejny problem z nim, ale nie pozwolę, aby ten debil coś komuś powiedział. Nie pozwolę.
- Grozisz, księżniczko? - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ja nie widzę powodu do śmiechu.
- Przestań nazywać mnie księżniczką, pojebańcu! - krzyknęłam i zacisnęłam dłonie w pięści. Zaczęłam odliczać do dziesięciu, ale to jak zwykle nic nie dało. Wokół nas zebrała się spora grupka uczniów. 
- Oj nie złość się skarbie. Złość piękności szkodzi - uśmiechnął się szyderczo i klasnął w dłonie. - Mam pomysł, wiesz? Skompromituję cię przed całą szkołą - powiedział dając nacisk na przed ostatnie słowo. Co on zamierza? Jeśli to co myślę, to go zabiję, dosłownie. 
- Spróbuj cokolwiek, a pożałujesz - syknęłam i popatrzyłam na przyjaciół z tyłu. Wymieniali między sobą jakieś spojrzenia, ale nie bardzo mnie to w tej chwili interesowało. Z powrotem się odwróciłam i przede mną oprócz blondyna i jego przyjaciela stał David z jakimś chłopakiem, którego nie znam. Chociaż...nie, jednak nie. Postawiłam krok do przodu, ale poczułam szarpnięcie za łokieć przez co się cofnęłam.
- Księżniczka sama sobie poradzić nie może? Jakie to przykre - powiedział blondyn. Ale on mnie wkurwia! Czy jak już było wszystko okej, to nie mogło tak zostać? Dlaczego ja tak mam? Dlaczego?
- Horan, nie szczekaj za dużo, bo przeginasz - warknęłam, a on się zaśmiał. Jaki on jest irytujący!
- Hill nie sądzisz, że czas aby wszyscy się wszystkiego dowiedzieli? - zapytał z drwiną w głosie. Zaraz wybuchnę, a tego nie chcę. Naprawdę tego nie chcę. Ale jak to się już stanie to nikt mnie nie powstrzyma.
- Nie mów do mnie po nazwisku - powiedziałam i znów postawiłam krok do przodu i tak jak wcześniej, zostałam pociągnięta do tyłu - Zostawcie mnie! - krzyknęłam do przyjaciół, ale oni się tym nie przejęli i dalej mocno mnie trzymali. Doceniam to, że się troszczą, ale ten frajer chce wyjawić nasz sekret. Mój i Madi! Jak on może?
- A wiesz, że twój chłopak cię zdradza? Tak samo przyjaciółka? I Harry i Zayn także? - zapytał.
- A wiesz, że jesteś największym palantem jakiego poznałam? Wiesz, że cię nienawidzę? I wiesz, że jeśli powiesz słowo to stracisz coś bardzo ważnego? - odpowiedziałam mu pytaniami na pytania. Tak grożę my, bo ten frajer inaczej nie zrozumie. I ja wiem na czym mu zależy najbardziej. I jak będzie kozaczył za dużo to straci. A tego by nie chciał.
- Nie odważysz się - machnął ręką.
- Oj Horan, Horan. Chyba mnie jeszcze nie znasz... I nie wiesz do czego jestem zdolna. A uwierz mi, nie chcesz aby jej się coś stało. - powiedziałam ze złością. To coś, a raczej ktoś, kto jest bardzo ważny dla blondyna. I ja to wiem. Uśmiechnęłam się szyderczo i założyłam ręce na piersi.
- Nie zrobisz tego. Wiem to. - powiedział nerwowym głosem. Czyżby Niall Horan się bał?
- Oj zrobię. - zaczęłam, ale przerwał mi dzwonek na lekcję. Nikt nie ruszył się z miejsca jakby czekali na to co powiem. - Wybieraj. Mówisz im wszystkim o tym, i tracisz kogoś bardzo cennego, albo milczysz i ja nic nie zrobię. Wybieraj, masz czas do dwunastej. - ostatnie zdanie wyszeptałam po czym odeszłam. Nie chce mi się z nim kłócić. A teraz zdałam sobie sprawę, że mam na niego sposób, bardzo skuteczny. Po chwili znalazłam się w sali od matematyki i jak zwykle zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce od okna. Tym razem siedziałam sama, bo Louis usiadł z Harrym, a Madi z Zaynem. Brunetka siedziała ławkę obok mnie, więc miałyśmy dostęp do siebie. Do sali weszła nasza matematyczka. Ale ja nie lubię tej baby. To tak jakby przez nią miałam spięcie z Horanem i potem spotkanie z Loganem. Ale i tak jej nienawidzę. Położyła dziennik na biurku po czym ustała na środku klasy i złożyła dłonie.
- Dzisiaj będziemy mieli temat w dziale 'Trygonometria' o 'Mierze łukowej kąta' - powiedziała, a ja westchnęłam. Nie lubię trygonometrii. Zresztą kto ją lubi? Na pewno nie moja przyjaciółka.
Ona jest kujonem matematycznym, ale wiadomo jak każdy nie zawsze wszystko rozumie. Zaśmiałam się gdy zobaczyłam jak uderza głową o ławkę. Chyba zrobiłam to trochę za głośno, bo po chwili zobaczyłam twarz nauczycielki. Mówiłam wam kiedyś jak bardzo jej nie lubię. Powtórzę to jeszcze raz. To jest na prawdę okropna baba. Spojrzałam na brunetkę po mojej prawej i się uśmiechnęłam. Ona jest kujonem matematycznym, ale wiadomo jak każdy nie zawsze wszystko rozumie. Nie zwracając uwagi na kobietę przede mną otworzyłam zeszyt i wzięłam do ręki długopis. Lecz po chwili nie miałam go już w dłoni, bo był w rękach pani Deruto. Spojrzałam na nią spod byka i wyciągnęłam rękę po moją własność.
- Proszę.Oddać.Mój.Długopis - wycedziłam zdanie. Kobieta tylko się zaśmiała po czym położyła długopis obok mnie.
- Jeśli ci przeszkadzam to możesz wyjść - powiedziała i się oddaliła. Stanęła pod tablicą i zaczęła tłumaczyć. Nie słuchałam jej, ale wychodzić również nie zamierzam. Nie dlatego, że się jej boję. Po prostu nie chcę mieć problemów z dyrektorem. I tak już opuszczam zajęcia za dużo.
Reszta lekcji minęła spokojnie, bez żadnych kłótni i krzyków. Gdy zadzwonił dzwonek powoli się spakowałam. Zauważyłam, że zostałam sama w sali z tą głupią nauczycielką.
- Stella podejdź. Musimy porozmawiać - powiedziała, a ja głośno westchnęłam. O czym ona chce rozmawiać? Niechętnie podeszłam do jej biurka i oparła się o nie dłonią. - Usiądź - wskazała ławkę. Jak wskazała tam zrobiłam. Usiadłam na ławce. - Miałam na myśli krzesło
- Wiem, ale nie chce mi się na nim siedzieć. O czym chciała pani porozmawiać?
- Proszę, aby twoja mama zjawiła się w szkole. Trzeba porozmawiać o twoim zachowaniu
- Moja matka wyjechała i nie wróci. Tata może przyjść - wytłumaczyłam niechętnie.
- To niech przyjdzie jutro o 17 do tej sali. I muszę ci powiedzieć, że jesteś zagrożona z matematyki. - powiedziała, a ja otworzyłam szeroko usta. Jak to jestem zagrożona? Ale ja muszę zdać!
- Co? - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Dziwne, że w ogóle rozmawiamy.
- No tak
- Świetnie! Po prostu idealnie. Do widzenia. Nie mam ochoty pani widzieć - powiedziałam i wybiegłam z klasy. Niestety jestem niezdarą przez co wpadłam na....






Proszę i przepraszam. Przepraszam, że tak późno. Nie wiem czemu, ale jakoś tak wyszło.
Dostałam nowe nominacje do Liebster Awards, które znajdziecie w zakładce 'Nominacje'.
Dodałam również nowych bohaterów więc zapraszam do zapoznania się z nimi. :)
Kolejny dodam jutro wieczorem, obiecuję <3 Komentujcie, głosujcie w ankietach i obserwujcie :)
A co do rozdziału, podoba się? Mam nadzieję, że tak <3 Jest nie za długi i nie za krótki, lecz w sam raz :D
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam do zakładki 'Kontakt', tam wszystko znajdziecie.
Pozdrawiam, Violette xoxo

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 14 ,,Kochamy was bardzo mocno''

Weszłam do mojego pokoju, a tam Harry i Zayn...przymierzali moją bieliznę i macali się nawzajem po tyłkach? Co oni odpierdalają? Chyba mnie nie zauważyli więc cicho podeszłam od tyłu do Harrego i walnęłam go w głowę. Chłopak jęknął i złapał się za obolałe miejsce. Po chwili do pokoju weszła Madi, a za nią smutny Louis. Chwila...Smutny? Muszę z nim pogadać...
- Co wy odpierdalacie? - powiedziałam zirytowana zabierając im moje staniki i wciskając je do szuflady. Odebrałam również moje majtki, i się zaczerwieniłam zdając sobie sprawę, że mieli w rękach moje dwie pary stringów. No wiem, że mi nie potrzebne, ale mam zawsze dwie pary tak na wszelki wypadek.
- My tylko tańczyliśmy - zaczął bronić się Zayn, a Hazz mu przytakiwał. Spojrzałam na nich wzrokiem mordercy, a następnie usiadłam na łóżku.
- Taa tylko. Idźcie na dół, zaraz do was przyjdę - wyprosiłam ich, a ci ze śmiechem wyszli. Madi poszła za nimi i Louis też chciał, ale szybko złapałam go za rękę. - Ty zostań - uśmiechnęłam się. Gdy zostaliśmy sami usiadłam na łóżku 'po turecku' i poklepałam miejsce obok. Chłopak usiadł i spuścił głowę w dół. Chwilę milczałam, ale postanowiłam to przerwać.
- Hej, co się stało? - spytałam dziobiąc go lekko w ramię. Szatyn podniósł głowę do góry, skanując mnie swoim przeszywającym wzrokiem.
- Nic - odpowiedział cicho i zaczął bawić się swoimi palcami. Czy on nie może mi tego ułatwić i od razu powiedzieć o co chodzi? Nie jestem najlepsza w tego typu rozmowach.
- No proszę cię. Przecież widzę, że coś ci jest. No już mów - zachęciłam go.
- Czemu udajesz, że mnie nie widzisz i że mnie tu nie ma? - spytał, a mnie zamurowało. Że co ja niby robię? Przecież od rana tylko czekałam aż przyjdzie, a on mi mówi, że go nie widzę? No chyba nie.
- Wiesz ty co...Jak mogłabym cię nie widzieć? No powiedz mi jak. Jak mogłabym udawać, że cię tu nie ma skoro czekałam tylko na ciebie? No jak? - odpowiedziałam i teraz ja spuściłam wzrok.
- To czemu nawet się ze mną nie przywitałaś?
- No ja...nie miałam kiedy. Obudziliście mnie, a potem musiałam iść do łazienki - zająkałam się. Poczułam, że bierze mój podbródek w swoje palce i go podnosi. Teraz siedział na przeciwko mnie, tak jak ja, czyli 'po turecku'. Uśmiechnęłam się nieśmiało, co odwzajemnił.
- No dobra. Ale chyba należy mi się jakaś nagroda nie? - poruszył zabawnie brwiami, a ja się zaśmiałam. Pokiwałam ochoczo głową po czym lekko pochyliłam się ku niemu. Chcąc zrobić mu na złość, lekko musnęłam moimi wargami jego policzek i się odsunęłam. - Co tak mało? - jęknął.
- Nie umiem więcej - droczyłam się z nim. Pokręcił głową po czym pochylił się nade mną tak, że przez jego bliskość położyłam się na plecach, a on wisiał nade mną. Musnął moje wargi, a ja pogłębiłam pocałunek wplatając dłoń w jego miękkie włosy. Zagryzłam lekko jego wargę, a on wsunął swój język między moje. Warknął gardłowo kiedy nasze języki tańczyły namiętny taniec.
- Yyy...zgubiliśmy gdzieś Lo...-zaczął Harry wchodząc do pokoju, przez co się od siebie oderwaliśmy. Szatyn szybko się ze mnie podniósł i usiadł. Zrobiłam to samo i zalałam się czerwienią na policzkach. - Już znalazłem zgubę - krzyknął loczek w stronę korytarza, i odwrócił się do nas. - Zostawić was samych na chwilę, a prawie się połykacie - zaśmiał się zakładając ręce na piersi. Po chwili do pokoju wpadł Zayn, a na jego plecach siedziała śmiejąca się Madi. Chwila...Co oni odpierdalają? Zaraz za nimi przyleciał Brad z jakąś blond dziewczyną. Ale kim ona jest? Nie przypominam sobie, żeby tata mówił coś o jakiejś dziewczynie. Otworzyłam szeroko oczy i patrzyłam pytającym wzrokiem.
- Co tu się dzieje? - zapytał Zayn, a z jego ramion zeszła brunetka.
- Może wy powiecie co to - pokazałam na nich rękami - ma być?
- A no wiesz, chcieliśmy sprawdzić co robicie i się dowiedzieliśmy. - odpowiedział Zayn - A i chcieliśmy znaleźć Louisa, ale sam się znalazł - uśmiechnął się szeroko.
- Tracę wiarę w ludzkość - pacnęłam się dłonią w czoło i wstałam z łóżka. Louis nadal na nim siedział i patrzył na naszych przyjaciół. - Musicie wyjść, wszyscy, bo muszę się przebrać - wskazałam im drzwi po czym usłyszałam głośne śmiechy i prychnięcia.
- A może Louis zostanie i pomoże ci się ubrać? - poruszył zabawnie brwiami Brad. Chwyciłam poduszkę z łóżka i w niego rzuciłam.
- Wynosić mi się stąd - uśmiechnęłam się i poczekałam aż wszyscy wyjdą. Kiedy zostałam sama podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej czarną koszulkę, a z półki niżej wzięłam dżinsowe ogrodniczki z naszywkami. Zdjęłam ciuchy w łazience, które miałam na sobie i założyłam te przygotowane. [link]. Oczy pomalowałam tuszem, a następnie wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół gdzie na kanapie siedziała Madi i Zayn, na ziemi leżał Louis, a na nim siedział Harry, a obok stał Brad i ta dziewczyna. Podeszłam i ustałam za kanapą.
- Czy ty mnie zdradzasz? - spytałam zakładając ręce na biodra. Usłyszałam śmiech Zayna i Madi oraz Brada i blondynki. Harry szybko wstał z szatyna i pomógł podnieść się jemu.
- Co? Nie, to on się na mnie rzucił - zaczął się tłumaczyć. Zaśmiałam się głośno i rozejrzałam po pomieszczeniu. Gdzie jest tata i Esme?
- Pojechali na miasto - powiedział Brad. On czyta mi w myślach? Zrobiłam minę a'la poker face. Spojrzałam na zegarek. Już 16... Usiadłam na kanapie po 'turecku'. Naprawdę lubię tak siedzieć. Może dlatego, że to mnie odpręża. Wiem, dziwne, ale tak jest. - Właśnie Stella poznaj Grace moją przyjaciółkę, Grace to jest moja siostra Stella, ale to już wiesz - przedstawił nas Brad. Dziewczyna niepewnie się uśmiechnęła. Wstałam i podałam jej rękę.
- Miło mi cię poznać, ale na pewno jesteście TYLKO przyjaciółmi? - spytałam dając nacisk na przedostatnie słowo. Brad się zaczerwienił tak jak dziewczyna.
- Tak - odpowiedział chłopak. Zaśmiałam się głośno.
- Pamiętajcie, że przyjaźń zazwyczaj kończy się miłością - dałam im jakże cenną radę. Zaśmiali się nerwowo, ale nic nie powiedzieli. Oj wiem, że może i zrobiłam mu wiochę, ale taka już jestem.
- Idziesz jutro do szkoły nie? - spytała Madi kiedy usiadłam obok niej. Pokiwałam twierdząco głową i popatrzyłam na Louisa. Cały czas stał na środku pokoju i się na mnie patrzył.
- Jak się czujesz? - spytał Zayn. Wzruszyłam ramionami jako odpowiedź. Szczerze to czuję się nijak. Ta cała sytuacja z matką była straszna. Na samo wspomnienie mam dreszcze.
- Stella wiesz, musimy porozmawiać o pewnej rzeczy - zaczęła Madi - Ale same, na osobności - dokończyła. Mam się bać?
- Pewnie - uśmiechnęłam się. Co z tego, że moje uśmiechy nie są do końca szczere? Ważne, że w ogóle są.
- To jutro przyjdę rano po ciebie i pójdziemy razem do szkoły i pogadamy
- Szczerze? Wolałabym teraz - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Brunetka westchnęła i pokiwała głową. Wstała z kanapy i skierowała się w stronę schodów. Po chwili ruszyłam za nią.
- Tylko nie roznieście pokoju - powiedziałam w stronę chłopaków. Wszyscy się uśmiechnęli i pokiwali głowami. Madi już czekała na mnie na łóżku. Weszłam za nią i spojrzałam na jej załamaną twarz.
- Ej to coś poważnego? - spytałam siadając obok niej. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami, a ja zauważyłam w nich jedynie zakłopotanie.
- Stella, oni wiedzą - wyszeptała, a ja na początku nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Czekaj...kto wie i co wie? - spytałam poprawiając włosy.
- Wszyscy wiedzą, nie dokładnie, ale jeśli pomyślą to się domyślą - odpowiedziała. O czym ona mówi?
- Ale czego się domyślą? Jacy wszyscy?
- W sobotę jak wybiegłaś, to ja kłóciłam się z Larrisą i ona powiedziała, że ona wie i powie wszystkim o tym co robiłyśmy rok temu w wakacje i ona myśli, ze robimy to dalej, ale ja mówiłam, że to nie prawda, a ona mnie tak bardzo prowokowała i powiedziała, że ma dowody i że zna tych wszystkich chłopaków i że to wszystko wyjdzie na jaw i... - zaczęła mówić szybko i nieskładnie. Powoli docierało do mnie co powiedziała. Jak to ta suka wie? Jakim cudem? Jak to zna chłopaków? Ale... - I...ona pokazała jedno zdjęcie, twoje i moje i jednego chłopaka. Ale widziałam je tylko ja, twoja matka, Verne i...Austin - dokończyła. Boże! Jak to oni to widzieli? Jak ona mogła? Sama robiła gorsze rzeczy! My tylko próbowałyśmy coś zarobić. To jest takie pojebane...

##oczami Louisa##
Szybko znudziło nam się siedzenie w salonie i bezczynne gapienie się w ciemny ekran telewizora.
- A może podsłuchamy o czym gadają? - spytał nagle Hazz. Wszyscy potaknęli.
- Ale tak nie można. One mają swoje sprawy - sprzeciwiła się Grace. Spojrzałem na nią spod byka.
- Ich sprawy to nasze sprawy, idziemy - odpowiedział Zayn. Potaknęliśmy i poszliśmy po cichu na górę. Ustałem przy drzwiach, a za mną chłopaki. Blondynka została na dole.
-I ona pokazała jedno zdjęcie, twoje i moje i jednego chłopaka. Ale widziałam je tylko ja, twoja matka, Verne i Austin - usłyszałem głos Madi. Chwila...jakie zdjęcie? Jakiego chłopaka? Co jest grane?
- Ale jak to? Jak ona mogła? Przecież...Nikt miał o tym nie wiedzieć - tym razem Stella mówiła. Usłyszałem w jej głosie załamanie. Spojrzałem na chłopaków, który mieli takie same miny jak ja. Ciekawość, niepewność pożerała mnie od środka.
- Tak wiem, ale skąd ona zna tych chłopaków? Przecież my nawet nie znamy ich imion... - Madi. O czym one mówią? Czemu my nie przyszliśmy tu wcześniej?
- Madi co będzie jak chłopaki się dowiedzą? Oni nas znienawidzą. A ja tak bardzo się tego boję...Ja go kocham, a jak on mnie zostawi to nie wiem co sobie zrobię - usłyszałem szloch Stelli. Nie wiem już co mam o tym myśleć.
- Tak wiem, ale nie możesz tak myśleć. Mi też zależy na tym aby nas lubili, a zwłaszcza zależy mi na tym aby Zayn nie myślał o mnie źle. Naprawdę go lubię i zaczynam coś do niego czuć. Wiem, że on mnie nigdy nie pokocha, ale nie chcę, aby mnie nienawidził. - takie słowa wypłynęły z ust naszej przyjaciółki. Spojrzałem na Zayn, który miał szeroko otwarte usta. Tak jak ja nikt się nadal nie odzywał. Chcieliśmy posłuchać więcej.
- Ale Madi! Ja go naprawdę kocham, a jak ta suka Larrisa pokaże im jakieś zdjęcia lub pozna ich z tamtymi chłopakami to możemy się im więcej na oczy nie pokazywać. Oni nas znienawidzą od razu - teraz wyraźnie słyszałem jak obie dziewczyny płaczą.
- Proszę nie myśl tak. Musimy być silne. Wytłumaczymy im to jeśli... - zaczęłam Madi, ale przerwaliśmy jej. Spojrzałem zły na Harrego, który przypadkiem nacisnął klamkę przez co wylądowaliśmy na środku pokoju. Szybko się podniosłem, a po mnie chłopaki. Dziewczyny wstały i było widać, że płakały. Nadal z ich oczu płynęły łzy. O co tu chodzi? Czemu one są w takim stanie?
- Jesteśmy skończone - wyszeptała cicho Stella po czym upadła na kolana i zaniosła się płaczem. Brunetka stała i tępo patrzyła się w ścianę, a po jej policzkach spływały łzy, które co rusz wycierała. Zauważyłem, że nie ma z nami Brada. Stoję tylko ja, Zayn i Hazz. I żaden z nas nie wie co powiedzieć. Dziewczyny nie krzyczą, a to jest dziwne. Zwłaszcza jak na Stellę. Ona już dawno powinna wywalić nas stąd. A teraz? Teraz klęczy na podłodze i płacze. Nie rozumiem nic.
- O co tu chodzi? - spytałem jako pierwszy. Blondynka wciągnęła dużo powietrza w płuca, a następnie je wypuściła. Podniosła się do pozycji siedzącej i oparła o łóżko. Pomału przestawała płakać, tak jak jej przyjaciółka. Wstała powoli po czym podeszła do szafy, z której zdjęła pudło, które już raz widziałem. Wyrzuciła z niego wszystko, a z samego dna wzięłam jakąś stertę zdjęć. Aż się boję co tam zobaczę.
Podeszła do brunetki i szepnęła jej coś na ucho. Ta tylko kiwnęła głową i usiadła.
- Proszę - powiedziała Stella i podała nam kilka fotografii. Zacząłem je przeglądać i robiło mi się słabo. Niech ona powie, że to jest jakiś żart. Na każdym zdjęciu była z innym facetem. Na większości klęczała przed nimi i...robiła im...dobrze. Zbierało mi się na wymioty. - Teraz znacie całą prawdę. Możecie to wziąć i pokazać całej szkole. Nie będziemy miały wam tego za złe. Tylko zostawcie nas w spokoju i się nad nami nie znęcajcie. - powiedziała i znów zaniosła się płaczem. Chwilę stałem jakby wryty w ziemię. Czekajcie... Czyli one...one...pracowały w TEN sposób? Zarabiały robiąc komuś dobrze? Jedne zdjęcie najbardziej przykuło moją uwagę. Była tam Stella, Madi i jakiś typ. Oni...nie mogę tego wypowiedzieć... Ale jakim cudem? Jak one mogły to robić? Jak?...
- Boże... - powiedziałem i upuściłem fotografie na podłogę, zasłaniając sobie usta dłonią. Nie mogłem nic powiedzieć... Bo co? Jak mogłyście? Czemu nie powiedziałyście?
- Dlaczego? - zadał za mnie pytanie Zayn. Madi podniosła głowę, ale po chwili z powrotem ją opuściła.
- Potrzebowałyśmy pieniędzy - pociągnęła nosem. Stella nie zwracając na nas uwagi wyszła z pokoju i weszła do łazienki. Nie myśląc długo podążyłem za nią. Nacisnąłem na klamkę, ale okazało się, że drzwi są zamknięte. No tak. Czego ja się mogłem spodziewać? Że otworzy i wpadnie mi w ramiona? Ona myśli, że my je znienawidzimy...
- Stella otwórz - powiedziałem cicho, ale wiem, że mnie usłyszała.
- Odejdź - usłyszałem jej głos. Nie odejdę! Jeśli ona myśli, że jestem jak każdy to się myli. Każdy inny chłopak by ją wyśmiał i zostawił, ale nie ja. Kocham ją i nie mogę jej zostawić. Ona potrzebuje wsparcia i je dostanie. Wiem, że chłopaki też nie uciekną. A zwłaszcza Zayn po tym co usłyszał, bo wiem, że brunetka też nie jest mu obojętna. Westchnąłem głośno.
- Stella proszę otwórz - ponowiłem próbę i po chwili usłyszałem dźwięk przekręconego zamka. Poczekałem chwilę i nacisnąłem na klamkę. Tym razem drzwi się otworzyły. Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem dziewczynę siedzącą na wannie. Powoli do niej podeszłem i ukucnąłem przed nią. Jedną rękę położyłem na jej kolanie, a drugą wytarłem łzy. Palcami lekko podniosłem jej podbródek do góry.
- Co tu robisz? Czemu sobie jeszcze nie poszliście? - spytała cicho.
- Bo my się nigdzie nie wybieramy. Stella ja cię kocham i nie liczy się to co robiłaś w przeszłości. Liczy się teraźniejszość i to co się dzieje teraz. Nie jestem na ciebie zły. Wiadomo w pierwszym momencie mnie zamurowało, ale ja nie mogę cię zostawić. Nie mogę tego rozpowiedzieć. I nie mogę dopuścić do tego abyś sobie coś zrobiła. A wiesz dlaczego? - spytałem, a ta pokręciła przecząco głową. - Bo cię kocham.

##oczami Stelli##
- Bo cię kocham - kończy swoją wypowiedź, a mi oczy jeszcze bardziej zachodzą łzami. - I wiem, że ty też mnie kochasz - mówi jeszcze. Biorę głęboki wdech, a następnie wypuszczam powietrze.
- To dobrze wiesz - uśmiechnęłam się do niego. Tak, kocham go i jestem tego pewna. Wstałam z wanny, a po chwili Louis również się podniósł. - Na pewno nie jesteś na mnie zły? - dopytuję.
- Na pewno - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, a ja założyłam mu ręce na szyję.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy - wyszeptał prosto w moje ucho. Zaciągnęłam się jego cudownym zapachem i pokiwałam głową.
- Wiem, bo mi też na tobie zależy - powiedziałam równie cicho.
- Chodź zobaczymy co u reszty - odsunął się ode mnie i lekko pociągnął za rękę do mojego pokoju.
Weszliśmy, a tam Madi siedziała na łóżku, a przed nią klęczał Zayn i ją przytulał. Harry stał zboku i się im przyglądał z uśmiechem. Sama również się uśmiechnęłam.
- I jak? - spytał Harry. Nie wiem do kogo te pytanie było skierowane, ale wzruszyłam ramionami.
- Wy we dwie usiądźcie, a my wam coś powiemy - powiedział Zayn wstając i patrząc na chłopaków. Madi usiadła bardziej na środku łóżka, a zaraz obok niej kładąc nogi pod siebie. Patrzyłam na nich wyczekująco i po chwili złapałam przyjaciółkę za rękę. Bardzo się cieszę, że ją mam. Jest dla mnie bardzo ważna i to ona zawsze mnie pocieszała. Dziewczyna w odpowiedzi lekko ścisnęła moją dłoń.
- Jesteście naszymi przyjaciółkami i nie ważne co zrobicie i tak nimi będziecie. Nie liczy się to co robiłyście tylko to co zrobicie. Na nas zawsze możecie liczyć. My nie będziemy was pouczać i mówić jakie to było głupie, bo wy to wiecie, a my nie chcemy was bardziej dołować. - zaczął mówić Harry.
- Macie nas i o tym pamiętajcie. Trzeba pomóc to my to oczywiście zrobimy. I zrobimy wszystko aby nikt się o tym nie dowiedział. My wiemy, ale nikomu nie powiemy. Nie znienawidzimy was, bo to niemożliwe. Nie będziemy was oceniać po waszej przeszłości. - tym razem mówił Louis.
- Kochamy was bardzo mocno - dokończył Zayn i całą trójką rozłożyli ramiona. Popatrzyłam na Madi i kiedy skinęła lekko głową, obie wstałyśmy i do nich podeszłyśmy. Zamknęli nas w szczelnym uścisku. Taki grupy przytulas, a poprawia humor.
- Dziękujemy wam bardzo - powiedziałam za  nas obie. Odsunęliśmy się od siebie, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Po chwili wszyscy się uśmiechaliśmy.
- A co to było, tu, między wami? - spytał Louis pokazując palcem Madi i Zayna. Dziewczyna się zaczerwieniła, ale nic nie powiedziała.
- A co miało być? Po prostu przytulas - uśmiechnął się mulat.
- Taa tylko - przedrzeźniał go Harry. Zaśmiałam się głośno, a po chwili reszta. Teraz wszyscy się śmialiśmy nawet do końca nie znając powodów. Jestem im naprawdę wdzięczna, że są z nami.
- Idziemy na dół? - przerwałam naszą 'zabawę' tym pytaniem. Wszyscy pokiwali głowami, i chwilę potem wszyscy siedzieliśmy na dole razem z Bradem i Grace. Fajna ta jego przyjaciółka i ładna. Nie to co ja...Taki brzydal...
- Oglądamy jakiś film? - spytał mój brat. Wszyscy przytaknęli więc podszedł do odtwarzacza. - Zmierzch?
- Tak! - krzyknął Harry. Poparł go Louis i Zayn. Ale ja tego nie chcę.
- Nie! - krzyknęłam razem z Madi, a Grace przytaknęła.
- To jaki?
- My chcemy zmierzch - powiedzieli chłopaki.
- A my nie chcemy! - powiedziałam razem z dziewczynami.
- Włącz Titanica - powiedziała Madi.
- Właśnie! - krzyknęłam uradowana.
- Ale to jest denne! - sprzeciwił się Hazz. Spojrzałam na niego złowrogo.
- Denne to są twoje loczki - odszczekałam. Wszyscy się zaśmiali.
- Włącz obejrzymy jakiś horror. Może 'Paranormal Activity' ? - zaproponowała Grace. Wszyscy się zgodzili na jej propozycję. Nawet ja... Tylko, że ja się boję. Ale im tego nie powiem. Mój brat wsadził płytę do odtwarzacza i włączył film. Ja podeszłam do okien i zasłoniłam zasłony, aby nadać fajny klimat. Z racji, że jest już 18, a jest brzydka pogoda, to się ściemnia.
- Cicho już - powiedział Harry i wszyscy zaczęliśmy oglądać. Na początku nie było nic ciekawego, ale potem się rozkręcało. Po jakichś 20 minutach filmu poczułam dotyk na ramieniu. Przestraszyłam się i odskoczyłam z kanapy.
- Aaa - krzyknęłam. Harry zaczął się śmiać i zabrał rękę, którą mnie dotknął. Spojrzałam na niego złowrogo i wróciłam na miejsce. Dalej było spokojnie. Do czasu...
Po godzinie filmu wszyscy byli tak wpatrzeni w ekran, że nie widzieli co się dzieje dookoła. Zresztą ja też.
Usłyszałam kroki za sobą, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam dwie czarne postacie. Wszyscy powędrowali za moim wzrokiem i wtem rozległ się jeden wielki pisk.
- Aaa duchy! - krzyknął Zayn. Wszyscy zeskoczyliśmy z kanapy, stając obok telewizora. Stałam obok Louisa mocno trzymając go za rękę. Wtem postacie zdjęły kaptury i ukazali się....





Ta-dam! Oto i jest! 14 rozdział! Podoba się? Mam nadzieję, że tak. Jak obiecywałam jest dłuższy od poprzedniego i bez dramy...No może trochę smutny, ale nie krytyczny... Przynajmniej moim zdaniem. Komentujcie i obserwujcie <3 A i dziękuję za ponad 3 tysiące wyświetleń ♥♥♥♥ <3
Pisałam go 4 godziny z przerwami i podoba mi się. Nie wiem jak wam... Ciężko było mi pisać, bo mam problemy rodzinne i jeszcze dowiedziałam się, że może będę musiała mieć operację...Ale daję radę! I jakoś się trzymam, dlatego piszę tego bloga. To mnie odpręża wiecie? Dużo czasu spędzam na obmyślaniu tego co będzie w każdym kolejnym rozdziale i zawsze wpada mi wiele pomysłów do głowy. Nawet nie wiecie jak się cieszę wiedząc, że to czytacie i wam się podoba. 
Kolejny pojawi się 7, 8 lub 9 kwietnia. <3
Zapraszam również na mojego drugiego bloga. Dopiero go rozkręcam także miło jak wpadniecie, skomentujecie czy coś. - http://loveyouandhate.blogspot.com/.
Pozdrowionka, Violette xoxo

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 13 ,,Tak pamiętam, Louisek ciupisek''

Czułam ból zaczynający się w dłoni, a kończący za łokciem. Nie mogłam ruszyć dłonią. Nie mogłam nawet otworzyć oczu. Słyszałam oddechy obok mnie i cicho szepczące głosy, ale nie mogłam rozpoznać do kogo należą. Nie rozumiałam również co mówią. Znów spróbowałam otworzyć powieki, ale nie udało mi się. Dlaczego to takie trudne? Co się stało? Gdzie ja jestem? Pamiętam tylko jak weszłam do sali i powiedziałam o policji, ale nic więcej. Oczywiście to ja wezwałam tą policję. Chcę aby to się już skończyło. Ja naprawdę mam dość matki, Verne i tej suki Larrisy.
Całą swoją energię włożyłam aby otworzyć oczy. I się udało! Jasne światło mnie oślepiło, przez co z powrotem zamknęłam powieki. Po chwili przyzwyczaiłam się do jasności.
- Stella? Skarbie słyszysz mnie? Stella! - usłyszałam głosy obok. Spojrzałam i zauważyłam zmartwione miny taty i Esme. Pokiwałam lekko głową, a po chwili poczułam jak tata mnie przytula.
- Gdzie Louis? - spytałam cicho.
- Jest za drzwiami. Zawołać go? - odpowiedział. Pokiwałam głową i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam jak drzwi się otwierają i zamykają. Łóżko się ugięło i poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Uśmiechnęłam się widząc Louisa. Chłopak odwzajemnił mój czyn po czym ucałował moją dłoń. Syknęłam. Szatyn szybko położył moją rękę na pościeli, a sam wstał.
- Bardzo cię boli? - spytał. Spojrzałam na swoją rękę, która była cała w bandażu.
- Taa. Co się stało?
- Wybiegłaś i rozpętała się kłótnia, Madi krzyczała i biła Larrisę, przyszłaś i zemdlałaś, a oni uciekli. - powiedział krótko i zwięźle. Ja to bym opowiedziała wszystko ze szczegółami. Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Porozmawiałam jeszcze chwilę, a potem przyszła Madi. Po godzinie wszyscy wyszli, a ja zasnęłam.

**dwa dni później**
Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Dowiedziałam się, że moja matka razem ze swoją 'rodzinką' wyjechali do Ameryki. Przez te dwa dni w szpitalu cały czas był Louis. Za godzinę ma po mnie przyjechać tata. Spakowana i ubrana siedziałam na szpitalnym łóżku i przeglądałam gazetę, którą ktoś mi przyniósł.
- Panno Hill musi pani wyjść. Łóżko jest nam potrzebne. Może pani poczekać na dole. - powiedziała pielęgniarka wchodząc do sali. Kiwnęłam głową po czym zeskoczyłam z łóżka. W lewą rękę chwyciłam torbę, bo prawa dalej mnie bolała. Otworzyłam drzwi, a następnie zjechałam windą na sam dół. Zajęłam miejsce w poczekalni i czekałam. Po dziesięciu minutach tata wszedł do szpitala, a za nim Brad. Wstałam i do nich podeszłam. Przytuliłam ich na powitanie po czym skierowaliśmy się do samochodu.
Kiedy dojechaliśmy do domu, czekała tam Esmeralda.
- Stella! Jak się czujesz? - spytała od razu kiedy przekroczyłam próg.
- Dobrze, tylko boli mnie ręka - uśmiechnęłam się. Przeszliśmy do salonu gdzie usiadłam na kanapie. Chwilę później obok mnie pojawił się mój braciszek. Tak będę do niego mówić. Jest młodszy i w ogóle. Teraz jest dla mnie małym braciszkiem. Albo młodym. Louis obiecał, że przyjdzie dzisiaj razem z chłopakami i Madi po szkole. W końcu mamy poniedziałek. Ja już jutro muszę iść do szkoły. Ale jest plus, bo już za tydzień jedziemy na Bora Bora!
- Co tam siostra? - spytał. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Super, a co u ciebie młody? - odpowiedziałam i się zaśmiałam. Nie lubi kiedy go tak nazywam. Przez te dwa dni jak byłam w szpitalu, tak do niego mówiłam i mu się to nie podobało.
- Przychodzi dzisiaj twój chłopak?
- Mój chłopak ma imię i dobrze o tym wiesz - odpowiedziałam.
- Tak pamiętam, Louisek ciupisek - zaśmiał się, a ja walnęłam go w ramię. On to naprawdę ma poczucie humoru. Posiedzieliśmy tak do 14:30, a potem Esmeralda zawołała nas na obiad.
Po obiedzie poszłam do siebie i położyłam się na łóżku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam...

##oczami Madi##
Właśnie skończyliśmy lekcje i skierowaliśmy się w stronę domu taty Stelli. Obiecaliśmy jej, że ją odwiedzimy. A ja tak bardzo się za nią stęskniłam. Idąc z trójką idiotów jest naprawdę ciężko się nie śmiać. Ze szkoły do niej do domu nie było daleko więc szliśmy piechoto co chwila wybuchając śmiechem.
Przypomniałam sobie sytuację z soboty i na samą myśl o tym, aż przewróciło mi się w żołądku. Jestem bardzo wdzięczna Zayn'owi, że odciągnął mnie wtedy od Larrisy, bo nie wiem co bym jej zrobiła. A mówiąc o Zaynie to muszę przyznać, że dziwnie czuję się w jego towarzystwie. Nie wiem czemu, ale tak jest. Może dlatego, że ci się podoba, idiotko? - nabijała się ze mnie moja podświadomość.
Kiedy weszliśmy na ulicę, na której mieszka moja przyjaciółka szeroko się uśmiechnęłam.
- Madi co o tym myślisz? - spytał mnie Harry. Chyba za bardzo się rozmyśliłam i nie wiem, o co im chodzi..
- Ale o czym? - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Chłopak spojrzał na mnie jak na debilkę, ale tego nie skomentował.
- Co myślisz o tym że jak polecimy na Bora Bora to żeby wziąć pokój dla naszej piątki? - spytał Zayn.
- Myślę, że to dobry pomysł, chyba - odpowiedziałam i zauważyłam, że stoimy pod domem. Zapukałam, a otworzył nam tata Stelli. Uśmiechnął się szeroko i zaprosił nas do środka. Zdjęliśmy buty, a następnie przywitaliśmy się z Esmeraldą i Bradem. Fajny ten jej brat. Naprawdę go lubię, tak jak chłopaki.
Po chwili poszliśmy na górę do pokoju Stelli. Jako, że tu nigdy nie byliśmy, oprócz Louisa, to on nas prowadził. Zatrzymaliśmy się przed czarnymi drzwiami i czekaliśmy. Ale na co? Na oklaski? Popatrzyłam na resztę jak na debili i nacisnęłam na klamkę. Weszłam i zastałam tam słodki widok. Stella spała wtulona w poduszkę. Lekko uśmiechała się przez sen, co znaczyło, że śni jej się coś miłego. To dobrze, bo ostatnio naprawdę dużo się dzieje w jej życiu. Chłopaki gdy tylko zobaczyli blondynkę, na och ustach pojawiły się wścibskie uśmieszki. Powoli ruszyli w stronę dziewczyny, ale szybko zareagowałam powstrzymując ich. Nie mogą jej obudzić. Nie tym razem.
- Uspokójcie się - krzyknęłam szeptem, a ci się roześmiali.
- Oj nie bądź taka sztywna - odpowiedział Harry i zbliżył się do dziewczyny. Ustał przy jej łóżku, a obok niego Zayn i Louis.
- Louis, serio? Ty też przeciwko mi? - spytałam zawiedziona. Pokiwali głowami i się pochylili. Myśl Madi, myśl. Wiem.
- Jak ją obudzicie to was wykastruje! - krzyknęłam zapominając o śpiącej przyjaciółce. Poruszyła się na łóżku i otworzyła oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie podniosła się do pozycji siedzącej. Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Widzisz, sama ją obudziłaś - powiedział oburzony Hazz. Fuknęłam tylko i podeszłam do dziewczyny, siadając obok. Złapałam ją za zranioną rękę i spojrzałam na trochę czerwony bandaż.

##oczami Stelli##
Obudził mnie krzyk. Otworzyłam oczy, a następnie się podniosłam. Siedziałam teraz na łóżku, a obok stał Louis, za nim Harry i Zayn, a przede mną Madi. Dziewczyna uderzyła się w czoło na co się zaśmiałam.
- Widzisz, sama ją obudziłaś - powiedział Harry. Wyglądał jakby ktoś mu coś zabrał. Ziewnęłam. Chwilę po tym obok mnie siedziała Madi i trzymała moją poszkodowaną rękę. Spojrzałam na bandaż, który był we krwi. Chyba czas zmienić opatrunek.
- Ymm...poczekacie tu? - wstałam i skierowałam się do łazienki. Pokiwali głowami, a ja weszłam do pomieszczenia. Sięgnęłam apteczkę, z której wyjęłam bandaż. Położyłam to na bok, a sama zajęłam się odwijaniem tego z mojej ręki. Gdy już to zrobiłam, przeraziłam się. Co ja sobie zrobiłam? Przecież będę miała blizny do końca życia! Rany nie są płytkie i to widać. Powoli na ręku znów zbierała mi się krew, więc chwyciłam spirytus, który odkręciłam. Zacisnęłam zęby wiedząc, że będzie bolało. Rękę trzymałam nad zlewem. Polałam po ranach i aż syknęłam. Zaczęłam dmuchać w mokre miejsce, a kiedy piekło mniej polałam znów. Tym razem nie wytrzymałam i krzyknęłam z bólu. Po chwili do łazienki wparowała Madi, a za nią chłopaki. Spojrzeli na moją twarz, a następnie na rękę. Zayn zakrył oczy i wyszedł, a zaraz po nim Harry. Madi podeszła i zabrała mi buteleczkę z dłoni odstawiając na bok.
- Już to wyczyściłaś - powiedziała i zaczęła bandażować mi rękę. Nie sprzeciwiałam się, bo sama bym tego dobrze nie zrobiła. Podziękowałam jej uśmiechem, a następnie wyszłam z łazienki, a za mną Louis i Madi.
Weszłam do mojego pokoju, a tam Harry i Zayn...




Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Przepraszam, że taki krótki i nudny...Po prostu...Nie mam nawet wytłumaczenia. Chociaż mam. Zepsuł mi się humor przez moją jakże znienawidzoną przeze mnie nauczycielkę polskiego. Przez to odebrało mi wenę. -,- Jestem bardzo zła na nią, ale na siebie również. Mogłam się postarać, ale jestem jaka jestem i się nie postarałam...Przepraszam jeszcze raz. OBIECUJĘ, że następny będzie trzy razy dłuższy i o wiele ciekawszy i pojawi się 5 kwietnia. Wybaczcie za to coś...nie mogę tego nawet nazwać rozdziałem. Mam nadzieję, że mnie za to nie schłostacie xD. Nie wymagam nawet od was abyście komentowały ten rozdział, bo wiem, ze tu nie ma co komentować. 
Pozdrawiam z grobu, Violette xoxo