- Tak, to ja. Boże jak się cieszę, że tu przyszłaś - powiedział i się ode mnie odsunął. Odnalazłam ojca nawet go nie szukając. Ale się cieszę.
- Też się cieszę, ale mógłbyś zbadać mi nogę? - krzywo się uśmiechnęłam czując coraz większy ból w kostce. Czemu ja jestem taką niezdarą i musiałam się przewrócić?
- A tak, chodź siadaj - powiedział i wskazał dłonią specjalny fotel albo powinnam nazwać to stołem. Na jednej nodze podskoczyłam i z pomocą mężczyzny usiadłam. On sam przysunął sobie krzesełko, na którym usiadł. Zdjął moją balerinkę i podwinął nogawkę. Spojrzałam i zobaczyłam jedną wielką fioletową gulę.
- No ładnie to nie wygląda. Zaraz zrobię prześwietlenie i będę wiedział co ci jest - powiedział i odszedł do stolika obok. Nacisnął coś na jakimś komputerze i się uśmiechnął do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na Louisa, który cały czas stał w tym samym miejscu. Pokiwałam głową aby przyszedł do mnie, co uczynił. Uklęknął tak, że był na mojej wysokości. Przytuliłam się mocno do niego, a on znów zaczął mnie przepraszać.
- Jeśli coś ci się stanie to sobie tego nie wybaczę, ty przecież tańczysz, a bez nogi nie można - zaczął trajkotać, ale mi się nie chciało tego słuchać. Szybko przyciągnęłam jego twarz do swojej i cmoknęłam. Chłopak się uśmiechnął i skończył gadać.
- Posłuchaj, to nie twoja wina, mogłam ci nie zabierać telefonu i nie byłoby problemu. A po za tym, nie obetną mi nogi więc będę mogła tańczyć. - zaśmiałam się i akurat podszedł do mnie mój tata.
- Usiądź prosto i nie machaj nogą - powiedział i przysunął coś przypominającego latarnię. Ustawił to dokładnie nad moją stopą i dał jakąś szmatę, abym położyła sobie na nodze, żeby nie odbijało światło. Wykonałam wszystko co trzeba i czekałam.
- Teraz trzeba trochę poczekać, a ty w tym czasie opowiadaj. Kim jest ten 'kutas'? - spytał robiąc cudzysłów w powietrzu na ostatni wyraz. Zaśmiałam się na jego słowa, a razem ze mną tata.
- To jest Verne, drugi mąż mamy, taki kutas, że sobie nie wyobrażasz - uśmiechnęłam się.
- Od kiedy jest z twoją mamą? Czemu kutas? - zadał kolejne pytania.
- Od pięciu lat się spotykają, a od trzech są małżeństwem - skrzywiłam się - I on na inne określenie nie zasługuje.
- Dlaczego? - spytał mój ojciec i kliknął coś na monitorze. Kazał przekręcić mi nogę na bok i dalej opowiadać.
- Dlaczego? Ten chuj ciągle się ze mną kłóci, wyzywa mnie, a wczoraj przeszedł sam siebie.
- Po pierwsze nie przeklinaj tak, bo to nie ładnie - powiedział i się uśmiechnął - A po drugie co wczoraj zrobił?
- W szkole miałam drobne sprzeczki i po pierwszej lekcji poszłam potańczyć jak zawsze, a potem do centrum. Wieczorem wybierałam się na imprezę, ale na nią nie poszłam. No i z centrum handlowego wróciłam do domu, w którym była moja przyjaciółka Madi, Louis i Harry, przyjaciele, bo oni chcieli sprawdzić czy pójdę na tą imprezę noi jak szliśmy na górę, do mojego pokoju, to jak zwykle Larrisa weszła mi w drogę i zaczęłam się z nią sprzeczać i przyszedł Verne i mama i z nimi zaczęłam się kłócić i mama mnie spoliczkowała, a potem Verne i jak chciał znowu to Louis stanął w mojej obronie i to on dostał - powiedziałam. Jak zwykle się rozgadałam i opowiedziałam więcej niż trzeba.
- Strasznie dużo mówisz - zauważył i się zaśmiał - Ale to co zrobił jest nie dopuszczalne!
- Wiem i dzisiaj jak mieliśmy jechać z Louisem tutaj to powiedział, że jak wrócę to musi ze mną porozmawiać, bo to ważne, ale nie wiem o co chodzi - powiedziałam.
- Dobrze. Już możesz usiąść normalnie. Teraz chwile poczekaj aż wyjdzie zdjęcie i opowiadaj. - powiedział, a ja zeszłam z tego stołu i z pomocą Louisa usiadłam na sofie.
- A nie masz już innych pacjentów? - spytałam.
- Na razie nie. Jesteś ostatnia, później mam przerwę godzinną. - uśmiechnął się i zaczął klikać coś w komputerze. - Kim jest ta Larrisa?
- To jest córka Verne, taka szmata - powiedziałam i ugryzłam się w język, miałam nie przeklinać. Ale ja nie umiem.
- Mówiłem ci coś - znów zwrócił mi uwagę i się uśmiechnął.
- No przepraszam, ale ja nie umiem inaczej, przyzwyczaiłam się do tego.
- Rozumiem. A wspominałaś coś o tańcu, to jak to jest?
- Od sześciu lat tańczę
- Co?
- Głównie tańce nowoczesne, hip hop, breakdance i takie tam. Chodzę nawet do szkoły tanecznej. - spojrzałam na Louisa, który cały czas siedział cicho. Mój tata również na niego spojrzał.
- A kim jest ten chłopiec? - uśmiechnął się szczerze, a Louis się troszkę zarumienił.
- To jest Louis. Jest moim chłopakiem od wczoraj - powiedziałam.
- Och rozumiem. Spróbuj mi ją tylko skrzywdzić a zobaczysz - pokiwał palcem w stronę Louis i się roześmiał. Szatyn również się zaśmiał, ale wiem, że jest spięty. - Wiesz dopiero cię odnalazłem, teraz nie mogę cię stracić. - powiedział tym razem do mnie.
- Wiem, ja też nie chcę cię stracić. Wiesz, że miałam zamiar cię szukać? - przypomniałam sobie moje zamiary. Mężczyzna się uśmiechnął. - Może powiedz coś o sobie teraz. Masz jakąś kobietę? - spytałam i poruszałam śmiesznie brwiami.
- Mam narzeczoną i syna - powiedział i zajrzał do szuflady.
- O czyli mam braciszka? - uśmiechnęłam się do niego.
- No nie można powiedzieć, że braciszka bo on ma 17 lat. - podrapał się po głowie. Ale jak? Przecież ja mam 19 to jak on może mieć 17? Chyba że...
- Czyli ty... - powiedziałam, ale nie mogłam dokończyć.
- Tak, zdradziłem twoją mamę. Między innymi dlatego was zostawiłem. Ale nigdy nie zapomniałem o tobie - powiedział i podał mi jakąś kopertę. Popatrzyłam na nią wielkimi oczami. Co tam się znajduje? - Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe.
- Oczywiście, że nie. Nie rozumiem dlaczego, ale nie chcę wiedzieć. A co jest w tej kopercie? - powiedziałam zmieszana. Złapałam za brzeg koperty i zaczęłam obracać ją w dłoniach.
- Ja nie wiem, ale wiem, że nie kochałem nigdy twojej mamy, ale za to ciebie kocham całym sercem. Jesteś dla mnie ważna tak samo jak Brad. - powiedział, a ja wiem, że mówi prawdę. Widać to po jego oczach.
- Kim jest Brad? - spytałam, ponieważ nie znam nikogo o takim imieniu.
- To twój brat, jest strasznie podobny do ciebie - powiedział z dumą? Chyba tak.
- A mogę wiedzieć co jest w tej kopercie? - spytałam przypominając sobie o przedmiocie w moich dłoniach.
- Otwórz, jest tam zdjęcie mojej narzeczonej i Brada - powiedział i zachęcił mnie do otworzenia.
Nie pewnie złapałam za górną krawędź i lekko podniosłam. Tak jak mówił tata było tam zdjęcie. Ale czy jestem gotowa zobaczyć kobietę, z którą mój ojciec zdradził moją matkę? Oczywiście, że jestem. Po co ja się jeszcze zastanawiam? Szybko wyjęłam zdjęcie, które było tyłem. Przez chwilę się zawahałam, ale odwróciłam zdjęcie. Był na nim chłopak na oko 18 lat i kobieta. Bardzo piękna kobieta i podobna do syna. A ten syn był bardzo podobny do mnie.
- Widzisz podobieństwo? - spytał.
- Tak widzę - uśmiechnęłam się i chciałam oddać mu zdjęcie. On zatrzymał mnie gestem dłoni. O co chodzi?
- Zatrzymaj je sobie. Żebyś zawsze pamiętała, że masz brata - powiedział i teraz on się do mnie uśmiechnął - Jeśli chcesz mogę was umówić. Albo mam lepszy pomysł! Wpadnij wieczorem do mnie do domu na kolację. Poznasz Esmeraldę i Brada. - zaskoczył mnie swoją propozycją, już miałam mu odpowiedzieć gdy przerwał mi telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Stella?
- Tak, kto mówi?
- To ja Harry, nie poznajesz?
- A no tak. Co tam? Co chcesz?
- Chciałem spytać jak tam z Louisem i czemu nie ma was w szkole?
- Zobaczycie jak się spotkamy, a nie ma nas, bo jesteśmy w szpitalu.
- Co?! Co się stało?
- Spokojnie to tylko mały wypadek. Słuchaj muszę kończyć odezwę się później.Pa
Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Schowałam z powrotem telefon do kieszeni spodni i spojrzałam na mojego tatę.- Z chęcią, tylko lepiej byłoby w weekend, ponieważ jutro idę do szkoły
- Ach no tak, zapomniałem. To zapraszam w piątek, czyli jutro o 17:00 do mnie. - uśmiechnął się co odwzajemniłam. - Oczywiście jeśli chcesz to możesz wziąć chłopaka. - powiedział i spojrzał na Louisa. Ten zrobił wielkie oczy i nie mógł nic powiedzieć.
- Oczywiście, że przyjdę. A z nim jeszcze pogadam - powiedziałam i złapałam Louisa za rękę.
- Tylko mam do ciebie prośbę. Jeśli możesz, to nie mów nic na razie swojej mamie, dobrze?
- I tak nie zamierzałam jej mówić. Są już te zdjęcia? - spytałam przypominając sobie
- A tak. Są i wynika z nich, że to tylko zbicie. Nic strasznego się nie stało.
- Czyli mogę wziąć udział w turnieju za miesiąc, prawda?
- Jakim turnieju? - unosi wysoko brwi.
- No tańca. Moja szkoła taneczna go organizuje i będą wszystkie szkoły taneczne w Londynie.
- Jeśli będziesz uważała to tak - posyła mi szczery uśmiech, który odwzajemniam. Przepisuje mi maść, a ja w tym czasie zakładam but. Z pomocą Louisa podchodzę do biurka, o które się opieram.
- Tu masz receptę na specjalną maść, którą musisz smarować nogę przez dwa tygodnie i zawijać bandażem. No i to wszystko, możesz iść do domu. A i dobrze by było gdybyś jutro jeszcze nie poszła do szkoły. - wstał i podał mi kartkę. Odprowadził mnie do drzwi, które następnie otworzył. - A jeszcze pamiętaj o zaproszeniu na kolację.
- Oczywiście, że pamiętam. Szkoda, że nie mam adresu - śmieję się, a razem ze mną tata.
- No tak. Zapiszę ci go na kartce, dobrze? - powiedział i podszedł do biurka. Chwycił kartkę i długopis i zaczął na niej bazgrać. Stoję oparta o ramię Louisa i mu się przyglądam. - Proszę - powiedział i podał mi karteczkę. Schowałam ją do kieszeni i spodni i przytuliłam lekko ojca.
- To do jutra - powiedziałam i z Louisem wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do windy. Gdy weszliśmy do pudła wcisnęłam 0 i przytuliłam się do ciała chłopaka.
- Cieszysz się? - spytał mnie.
- Nie wiem, chyba tak. Odnalazłam ojca nie szukając go, dowiedziałam się, że mam brata i jeszcze zostałam zaproszona na kolację, ale dowiedziałam się też, że moja mama była zdradzana kiedy ja byłam malutka i sama nie wiem. Ale obawiam się, tego co ten palant chce mi powiedzieć jak wrócę - zmartwiłam się przypominając sobie, że Verne chce ze mną porozmawiać.
- Nie martw się, pojadę z tobą i nic ci nie zrobi. - powiedział i wyszliśmy z windy. Poczułam wibrację w kieszeni i wyjęłam z niej telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojej matki. Odrzuciłam połączenie i schowałam telefon.
- Kto dzwonił? Czemu odrzuciłaś? - spytał Louis i otworzył przede mną drzwi. Skierowaliśmy się w stronę postoju taksówek, aby wrócić do mnie. Chociaż nie wiem czy chcę tam wracać.
- Moja matka, nie będę z nią rozmawiać. - odpowiedziałam, a chłopak tylko pokiwał głową w zrozumieniu.Otworzył przede mną drzwi jednej z taksówek i podał kierowcy mój adres. Dziwne, że tak szybko go zapamiętał. Przez drogę rozmyślałam o jutrzejszej kolacji. Właśnie! Miałam pogadać z Louisem.
- Pójdziesz ze mną jutro na kolację? - spytałam nie zwracając uwagi na mężczyznę przede mną.
- Yyy nie wiem czy to dobry pomysł - podrapał nie nerwowo po karku, a ja przewróciłam oczami.
- Oczywiście, że jest. Przecież mój tata sam cię zaprosił. Chyba mi nie odmówisz?
- Ech...no dobrze - powiedział i dał mi krótkiego całusa w nos. Zaśmiałam się na ten gest. Może i jestem z nim dopiero jeden dzień, ale na prawdę wiem, że czuję do niego coś bardzo mocnego.
Nim się obejrzałam już stałam przed moim domem. Louis zapłacił taksówkarzowi na co się skrzywiłam, ale nic nie powiedziałam. Szłam przytrzymując się ramienia Louisa, a gdy doszłam do drzwi szarpnęłam za klamkę. Drewniana powłoka otworzyła się, a ja usłyszałam hałas z salonu.
- Stella to ty? Jeśli tak to chodź musimy pogadać - usłyszałam krzyk mamy i po chwili ktoś zaczął się śmiać. Spojrzałam na Louisa, a on na mnie. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do salonu. Ciekawe o czym będziemy rozmawiać...
- Czego chcecie? - spytałam, ale zauważyłam, że na sofie nie siedzi tylko moja matka i Verne, ale również trzech mężczyzn. O co chodzi? Wszyscy uśmiechają się do mnie, a ja wykrzywiam twarz w grymasie.
- Bądź grzeczniejsza. Chodź siadaj, twój kolega też może - powiedziała i poklepała miejsce na kanapie obok niej.
- Nie dzięki, postoje. Mówcie czego chcecie - powiedziałam głosem pełnym jadu.
- No to poznaj. To jest pan Bobby Horan - powiedziała i wskazała na pierwszego mężczyznę około 50. Zachłysnęłam się powietrzem słysząc to nazwisko. - Jest on psychologiem i pomoże ci rozwiązać twoje problemy - powiedziała, a mi oczy wyszły na wierzch. Czy ona znalazła mi psychologa? Niech najpierw sama się zbada.
- Weź przestań być żałosna i odpuść - powiedziałam i poprawiłam włosy.
- O nie młoda damo. Przekroczyłaś swoje granice i teraz będzie to co powinno - powiedziała i posłała fałszywy uśmiech w stronę facetów na kanapie. - Idź teraz po swoja siostrę Larrisę i musimy wszyscy porozmawiać to ważne - powiedziała, a ja westchnęłam. Nie mam ochoty dzisiaj krzyczeć więc wykonuję jej polecenie. Zostawiam Louisa samego, a ja skaczę po schodach do jej pokoju. Nie wierzę, że to robię.
- Larrisa rodzice wołają cię na dół, chcą poro... - zaczynam mówić głośno zanim jeszcze otwieram drzwi. Ale gdy to robię gwałtownie przerywam i staję nieruchomo.
- O mój Boże! - tylko tyle udaje mi się powiedzieć, gdy widzę Larrisę na łóżku, gołą, a na niej chłopaka. I to nie byle jakiego chłopaka, tylko Logana. To tam zniknął wczoraj. U niej w pokoju.
- Zamierzasz tak stać i patrzeć czy wyjdziesz? - pyta z pogardą chłopak. Zaczynam się śmiać z tego i szybko wyciągam telefon i robię im trzy zdjęcia. Wiem, że to niedorzeczne, ale nie myślę normalnie. Szybko wychodzę zanim Logan zdąży wstać. Słyszę z dołu śmiechy, więc pomału schodzę po schodach. Wchodzę do salonu i wzrok wszystkich jest skierowany w moją stronę.
- Gdzie Larrisa? - pyta moja matka.
- Wybaczcie nie zejdzie, jest zbyt zajęta ruchaniem się z Loganem - mówię i zaczynam się śmiać. Wiem nie jestem normalna, ale mam to gdzieś.
- No dobrze. Wiadomo młodzież musi się wyszaleć - mówi jej ojciec, ale ja milczę, chociaż chcę dać jakąś odpowiedź. Podchodzę do Louisa, który cały czas stoi w tym samym miejscu gdzie go zostawiłam czyli w przejściu.
- Dobrze, Stella poznaj to jest Gordon Hay i jest on ginekologiem i chirurgiem, pomoże ci pozbyć się dziecka - powiedziała moja matka i wskazała na mężczyznę po środku w wieku około 40 lat, a ja miałam ochotę podejść i zajebać jej w ryj.
- Nie jestem w ciąży, to po pierwsze, a po drugie nawet gdybym była to nie dałabym zrobić aborcji! - krzyknęłam, bo nie mogłam już wytrzymać. Jak ja mam ich dość. Spojrzałam w stronę schodów, gdzie było słychać hałasy. Schodzili po nich właśnie ruchające gołąbki. Zaśmiałam się na swoje myśli. Blondynka podeszła do ojca i usiadła obok, a chłopak ustał za nią.
- To dlaczego tak powiedziałaś? - spytała moja matka.
- Żebyś się kurwa odpierdoliła ode mnie - syknęłam w jej stronę, a ta tylko pokiwała głową.
- No dobrze. To przedstawiam ci jeszcze pana Richarda Bella - powiedziała i wskazała na trzeciego i ostatniego mężczyzną. Na oko ma 40 lat. Ale kim jest on? Grabarzem i będzie chciał mnie pochować?
Zaśmiałam się, ale chyba za głośno, ponieważ wszystkie oczy znów zwróciły się w moją stronę.
- Gówno mnie obchodzi jak się oni nazywają - powiedziałam i przestałam się szczerzyć.
- Powinno cię obchodzić. A pan Bell jest agentem nieruchomości - powiedziała, ale niestety teraz nie zrozumiałam. - Pomoże znaleźć ci mieszkanie. Wyprowadzasz się stąd. - sprostowała, a mi opadła kopara i to dosłownie. Oni se kurwa jaja ze mnie robią. Oczywiście chcę się wyprowadzić, ale nie mam na to pieniędzy. Matka jakby czytając w moich myślach odpowiada. Damy ci 50 tysięcy i masz za to kupić sobie mieszkanie i co jeszcze chcesz. Co miesiąc będziemy przesyłali 5 tysięcy na twoje wydatki, ale nie chcemy cię tu widzieć. - dokończyła, a mi się zrobiło słabo.
- Że co kurwa?! - krzyczę jak najgłośniej umiem. - Co ja mam zrobić?!
- No masz się wyprowadzić, nie rozumiesz? - mówi, a mi się chce płakać. Własna matka wyrzuca mnie z domu. Okej jest okrutna i jej mężulek też, ale no to jest cios poniżej pasa. I teraz patrząc w jej oczy nie widzę nic oprócz nienawiści do mnie. Ona mną gardzi.
- Rozumiem - szepczę i spoglądam na Larrisę, która uśmiecha się szerzej niż kiedykolwiek. Nie jestem słaba. O nie. Mam ochotę podejść i zedrzeć jej ten uśmieszek z jej pustego ryja. - Kurwa, czego szczerzycie wszyscy zęby? Jeszcze pożałujecie swojej decyzji. I nie potrzebuję żadnego z was, ani psychologa, ani chirurga, ani agenta - powiedziałam nie myśląc wcale. - Sama znajdę sobie mieszkanie i sobie poradzę, ale... - mówię i nie kończę. Chcą się mnie pozbyć? Okej, niech im będzie, ale mam żądania.
- Ale co? - pyta mnie Verne.
- Ale macie na start dać mi 65 tysięcy - mówię. Wiem, że są bogaci, wiele nie stracą, a zwłaszcza ten kutas - A co miesiąc poproszę o 15 tysięcy. Też mam wydatki. - dokańczam i jestem z siebie dumna.
- Tato chyba się na to nie zgodzisz? - piszczy i wstaje Larrisa. Verne ruchem ręki każe jej usiąść. Wykonuje to, ale widać, że jest zła.
- Możemy dać ci 55 tysięcy i 10 tysięcy co miesiąc - mówi mój ojczym.
- Powiedziałam jak ma być, albo 65 tysięcy i 15 co miesiąc, albo składam na was zeznania i pójdziecie siedzieć - powiedziałam nim zdążam pomyśleć.
- Dobra, niech ci będzie - mówi i wstaje. Podchodzi do barku, który otwiera i wyciąga z niego....
Proszę. Macie 6 rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, miał być we wtorek, ale miałam problemy z internetem. Dziękuję za te 5 komentarzy. To na prawdę wiele dla mnie znaczy.
Co wy na taki obrót akcji, hmm? Podobają wam się żądania Stelli? Lubicie w ogóle główną bohaterkę? Jeśli tak to za co? Jeśli nie to czemu? Odpowiadajcie, to mnie na prawdę ciekawi.
Co mógł Verne wyciągnąć z barku? Macie podejrzenia gdzie podzieje się teraz Stella? Czytajcie i komentujcie. Następny pojawi się prawdopodobnie 22 lub 23 marca, ponieważ już połowę mam napisaną. :)
Ile dacie radę napisać komentarzy? 4/5 ?
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapraszam do zakładki informowani.
Chcecie wiedzieć jak wygląda Brad lub Esmeralda? Zapraszam do zakładki bohaterowie. :)
Pozdrawiam, Violette xoxo
Zapraszam na nowo otwartą Księgę Opowiadań o One Direction! Przyjmiemy każde zgłoszenie :) http://ksiega-opowiadan-1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWow, tym mnie zbiłaś z krzesła ;o boże długi i super! lepszego nie mogłam sobie wymarzyć ;) Kocham go i czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdzialu czuuuudo. Podejrzewam ze Stella zamieszka z Ojcem i moze zyska nawa rodzine i moze jego nazeczona okaze sie wspaniala i bedzie dla niej jak prawdziwa matka. oby. ;D Mi sie Stella podoba bo nie pozwala sb pomiatac i ma silny charakter i wgl. Zazdro.! Koffam cie za to ze to piszesz bo to jest wspaniale i nie przejmuj sie jesli wstawisz za pozno bo wiadomo ze tez masz zycie i problemy. ;) zycze weny i bez problemowego dodania i pisania rozdzialu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Swietny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńRobi sie coraz ciekawiej xD Jestem ciekawa co na to wszystko Lou, i czy bedzie tam mieszkac razem z Stella.
Weny i powodzenia przy pisaniu xx
O jeja, super rozdział, długi i to mi sie podoba xD.
OdpowiedzUsuńA Stellę wręcz uwielbiam, po prostu najbardziej lubię takie zbuntowane dziewczyny, bo najbardziej przypominają mnie xD.
Co do matki mogę powiedzieć tylko jedno słowo: szmata, a jeśli chodzi o ojczyma to zgadzam się z jak najbardziej trafnym określeniem "kutas" xD.
Słodziutkie jest to, że Stell i Lou są razem ♥.
Moim zdaniem to dobrze, że w końcu wyprowadzi się z tego patologicznego domu xD.
Zapraszam do mnie
http://not-afraid-of-death-1d-ff.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Kasia.
Ostro xD masz już nową czytelniczkę :) Po prostu rozwaliłaś mnie i to na kawałeczki xD Cuuuudooo <3 Na ojczyma nieźle siadła xD i dobrze mu tak
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, mimo, że nie prowadzę bloga i One Direction
www.kissofdevotion-pzmbymonnie.blog.pl
Pozdrawiam i dużo weny życzę!!!
Monnie
O One Direction xD Sorcia literówka :)
OdpowiedzUsuńMonnie