piątek, 21 marca 2014

Rozdział 7 ,,Dostaniesz swoje pieniądze...''

Podchodzi do barku, z którego wyciąga...wódkę. No tak, cóż innego mógłby wyciągnąć?
- Mogę już iść? - pytam znudzona. Matka spogląda najpierw na Verne, a później na mnie.
- Tak. Na wyprowadzkę masz czas do końca tygodnia, czyli trzy dni. - mówi i podchodzi do męża. Wzdycham i ciągnę Louisa na górę. Wpadamy do pokoju i od razu padam na łóżko. Przez to wszystko całkiem zapomniałam o bolącej nodze.
- Louis co ja mam zrobić? Gdzie mam zamieszkać? - jęczę i cały czas się zastanawiam. Mam dopiero 19 lat, a to mało. I już mam zamieszkać sama.
- Nie wiem, możesz wprowadzić się do nas. - mówi i drapie się po karku.
- O nie. Odpada. Po pierwsze nie będę wam się zwalać na głowę i tak jest was troje, a po drugie...nie ma drugiego - śmieję się z własnej głupoty. Ale i tak nie mogę z nimi zamieszkać, po prostu nie mogę.
- Aj ty, jak zawsze kombinujesz - uśmiecha się i siada obok mnie. Spoglądam na zegarek. Jak ten czas szybko leci. Już jest 14:35. Chłopak siada i opiera się plecami o ścianę. Kładę się tak, że mam głowę na jego kolanach, a nogi na poduszce.
- Pomyślę o tym później, na razie jestem z tobą i muszę się cieszyć - mówię, a chłopak zaczyna bawić się moimi włosami.
- Boli cię noga? Czy już nie? - pyta po dłuższej chwili ciszy.
- Taa, ale nie tak jak wcześniej - odpowiadam i zamykam oczy. Wyobrażam sobie jak to jutro będzie na kolacji z moim tatą. Jego dziewczyna mnie polubi? A jego syn? Dogadamy się?
- A co z maścią co przepisał twój tata? - dopytuje.
- W dupie mam jakieś maści. Przejdzie i bez tego. - odpowiadam.
- Och wróciła ta wredna Stella - śmieje się ze mnie.
- Nigdzie nie odchodziłam - również się uśmiecham.
Siedzimy w ciszy przez kolejne 10 minut, aż w końcu chłopak ją przerywa.
- Wiesz co? Chyba nie powinienem iść jutro na tą kolację - mówi lekko zmieszany.
- Czemu?
- No wiesz, to twój tata, dopiero go odnalazłaś i masz poznać jego rodzinę, do czego tam ja?
- Rozumiem. - od razu mój uśmiech znika. Ale chwila...Wiem już dlaczego on nie chce iść. Jutro jest piątek, a co za tym idzie? Impreza. Cóż nie pójdę na nią, a on chce to niech idzie.
- To nie sprawa mojego ojca tylko tego, że chcesz iść na imprezę z Harrym prawda? - mówię i otwieram oczy. Przyglądam mu się przez chwilę on kiwa niepewnie głową. Wiedziałam... - Było powiedzieć od razu. Nie robiłabym sobie nadziei, a tak naprawdę myślałam, że tam ze mną pójdziesz, ale rozumiem, że impreza jest ważniejsza. - dokańczam i wstaję z jego kolan. Siadam do niego plecami i wycieram łzę, która mi wypłynęła.
- Stella, to nie tak - zaczyna i łapie mnie za ramię, ale strzepuję jego rękę.
- Idź już. Jutro musisz iść do szkoły - mówię i czuję rosnącą gulę w gardle. Naprawdę nie chcę żeby szedł, ale nie potrafię tego powiedzieć.
- Stella - mówi błagalnie - Spójrz na mnie - wstaje i podchodzi bliżej mnie. Odsuwam się i słyszę jak wzdycha.
- Wyjdź - mówię cicho i zamykam znów oczy. Staram się nie rozpłakać, ale ciężko mi to wychodzi.
- Dobrze, ale odezwij się potem - mówi i całuj mnie w głowę po czym słyszę zamykanie drzwi. Wstaję i podchodzę do nich. Patrzę jak znika ze schodów, a następnie wychodzi z domu. Zbliżam się do okna i widzę jak chłopak rozgląda się po okolicy i wyciąga telefon. Naprawdę chciałam, żeby został, ale nie teraz. Zresztą ja sama nie wiem co chcę. Zamykam drzwi i gdy mam pewność, że jestem sama, padam na łóżko i zaczynam płakać. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale jakaś wrażliwsza się zrobiłam. Muszę z tym skończyć. Z chęcią bym poszła potańczyć, ale nie mogę... Słyszę pukanie do drzwi, a raczej walenie.
Wycieram oczy dłonią po czym wstaję i otwieram drzwi. Widzę w nich Larrisę i Logana. Czego oni tu kurwa chcą?
- Czego? - warczę i poprawiam włosy.
- Chciałam ci powiedzieć, że po twojej wyprowadzce będę miała twój pokój i cieszę się, że w końcu zrobili z tobą porządek - piszczy suka i się uśmiecha. Nie myśląc długo zamachuję się i wymierzam jej siarczysty policzek. Chwieje się na nogach i gdyby nie chłopak za nią na pewno by upadła. - Jak mogłaś?
- Jak widać mogłam. Nie martw się już w sobotę mnie tu nie będzie i bierz sobie co chcesz szmato - mówię i zamykam szybko drzwi, po których następnie zjeżdżam w dół. Gdzie ja się podzieję? Może i dostanę kasę, ale co mi z tego? Mogę se wybudować dom, ale nie będę w nim sama mieszkała.
Spoglądam na zegar i widzę godzinę 16:13.
Nie wprowadzę się do chłopaków, bo będę zawalała im głowę. Do Madi też nie. Co ja mam zrobić?!
Wstałam z podłogi i podeszłam do mojej szafy, którą otworzyłam. Mam strasznie dużo ciuchów. Z pod łóżka wyjęłam walizkę i ją otworzyłam. Zaczęłam ściągać z wieszaków bluzy, swetry i składać do walizki. Musi mi się wszystko zmieścić w 2 walizkach. A to jest nie możliwe...
Moje pakowanie przerwał mi dzwoniący telefon. Spojrzałam tym razem na wyświetlacz i zauważyłam imię mojej przyjaciółki. Wahając się odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Czego?
- Może trochę grzeczniej, nic ci nie zrobiłam.
- Dobra co chcesz?
- Nie uwierzysz co się stało?! 
- No nie wiem, co?
- Jedziemy na wycieczkę - pisnęła mi do ucha.
- I co w związku z tym? - zapytałam trochę znudzona.
- Nie cieszysz się? Będzie fajnie, mówię ci. 
- Taa na pewno
- A wiesz gdzie? Na Bora Bora - zaczęła krzyczeć. Że gdzie?
- Co kurwa? Bora Bora? Przecież to wyspa! Droga wyspa! 
- Tak wiem, ale pół ceny płaci szkoła, a pół my!
- Czyli ile my płacimy? 
- Jak się nie mylę to 2 tysiące albo 2 i pół 
- Aaa, nie wierzę - sama zaczęłam się cieszyć.
- Jak masz czas to wpadnę i ci opowiem, jestem niedaleko twojego domu
- Oczywiście, widzę cię za 5 minut u mnie. - zaśmiałam się i wstałam z podłogi na której siedziałam.
- Już idę. Wyjdź po mnie - powiedziała i się rozłączyła.
Rzuciłam telefon na łóżko i zeszłam pomału po schodach. Noga jakoś przestała mnie boleć więc mogłam iść normalnie. Z salonu dalej dochodziły śmiechy i rozmowy więc zgaduję, że tamci faceci jeszcze nie poszli. Podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Z racji, że byłam na bosaka nie mogę wyjść za daleko więc zeszłam tylko po schodkach i ustałam przy bramce. Z daleka widziałam uśmiechniętą twarz Madi. Gdy mnie zobaczyła od razu zaczęła biec. Uśmiechnęłam się do niej i wpuściłam na podwórko. Przytuliła mnie do siebie, a mi poleciała łza. Ale nie wiem czemu. Może temu, że robisz się ciapowata? Podpowiada mi głosik w głowie, ale szybko się otrząsam.
- Co u ciebie? Gdzie Louis? Odpowiadaj - zaczęła nawijać i pociągnęła mnie za rękę do mojego domu.
- Chujowo, ale stabilnie. A Louis sobie poszedł - odpowiedziałam, gdy szłyśmy po schodach do mojego pokoju. Jeszcze mojego.
- Czemu chujowo? Co się stało? Gdzie poszedł Louis i czemu? - zatrzymała się nagle i znów zadała pytania.
- Powiem ci jak wejdziemy do mnie, chodź - odpowiedziałam i powędrowałyśmy do pokoju. Dziewczyna gdy zobaczyła walizkę na ziemi od razu się zatrzymała.
- Gdzie wyjeżdżasz? - od razu spytała.
- Nigdzie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Możesz mi wszystko wytłumaczyć?! Nic nie rozumiem - odpowiedziała i usiadła zrezygnowana na łóżku.
- Okej. To było tak... Wczoraj gdy poszliście to Louis został ze mną na noc i rano spytał czy chcę być jego dziewczyną i się zgodziłam - zaczęłam mówić, a ona zaczęła się uśmiechać - I pokłóciłam się znów z 'rodzicami' - zrobiłam cudzysłów w powietrzu na ostatni wyraz - I zaczęliśmy żartować i upadłam i bolała mnie noga i pojechaliśmy do szpitala i okazało się, że lekarzem jest mój biologiczny tata, rozumiesz? I jak wróciliśmy to matka chciała porozmawiać, więc porozmawialiśmy i ona znalazła psychologa dla mnie i ginekologa i agenta nieruchomości - dokończyłam na jednym wdechu. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.
- Czekaj...co?! Znalazłaś ojca? Po co psycholog? Po co ginekolog i agent nieruchomości? - zaczęła zadawać pytania, sama się gubiąc.
- No okazało się, że mam brata przybranego czy jakoś tak. Psycholog, bo matka stwierdziła, że mi potrzebny. Ginekolog, bo jak wczoraj przyszła i powiedziała, że jest w ciąży to też jej powiedziałam, że jestem w ciąży i nie wiem z kim. I chciała żebym usunęła dziecko. - odpowiedziałam na jej pytania, ale zapomniałam o agencie nieruchomości. 
- Ale nie jesteś w ciąży prawda?
- No nie. A i agent nieruchomości, bo kazali mi się wyprowadzić do niedzieli - powiedziałam. 
- Jak to wyprowadzić?! Za co będziesz żyć? 
- No powiedzieli, że dadzą mi 50 tysięcy i będą mi przesyłać 5 tysięcy miesięcznie, ale powiedziałam, że jeśli chcą się mnie pozbyć to też mam warunki i chcę 65 tysięcy na starcie i po 15 miesięcznie. No i się zgodzili, bo powiedziałam, że jak nie to złoże zeznania i pójdą siedzieć. - odpowiedziałam jej i usiadłam na podłodze.
- Okej rozumiem, chyba - powiedziała, a ja się zaśmiałam. - Gdzie teraz będziesz mieszkać? Jeśli chcesz to możesz do mnie. Moi rodzice nie będą mieli nic przeciwko temu. - zaoferowała, ale ja od razu pokręciłam przecząco głową.
- O nie, odpada. Louis też mi proponował abym zamieszkała z nim i z chłopakami, ale nie mogę. Na razie pójdę do hotelu, a później może wynajmę jakąś ruderę - powiedziałam to co wymyśliłam. I tak zrobię.
- Uparta jesteś - powiedziała i walnęła mnie w ramię.
- Powinnaś to wiedzieć już dawno - uśmiechnęłam się i chciałam wstać, ale akurat teraz noga dała o sobie znać i upadłam. Madi szybko do mnie doskoczyła i pomogła mi wstać. - Kurwa. - zajęczałam, gdy posadziła mnie na łóżku.
- Właśnie co ci w nogę? 
- Długa historia. Mam dość używania języka na dzisiaj, ale upadłam przez Louisa i jak byłam w szpitalu to okazało się, że to tylko zbicie. - powiedziałam.
- Aha no dobrze
- A ty opowiadaj o Bora Bora - powiedziałam uradowana. Dziewczyna aż podskoczyła z radości.
- A już. No to jak ci mówiłam, lecimy czy tam płyniemy na Bora Bora na dwa tygodnie. Wylatujemy 13 czerwca - pisnęłam radosna. - I to jest tak, że szkoła płaci pół ceny, a uczniowie resztę - dokończyła.
- To niemożliwe - złapałam się za twarz. Nie wierzę w to!
- Oj możliwe - powiedziała i mnie przytuliła. - A ja akurat mam tyle ile trzeba, bo oszczędzałam przez rok szkolny i mam! - uśmiechnęła się.
Po naszej rozmowie posiedziałyśmy chwilę, Madi opowiedziała mi jak było w szkole i oczywiście według mnie to nuda. I poszła do domu. Gdy wyszła była już 19:12. Zostawiłam walizkę i położyłam się na łóżku.
Chwyciłam laptopa i go uruchomiłam. Położyłam sobie na kolanach i zaczęłam przeglądać różne strony. Weszłam w moją muzykę i napotkałam piosenkę w języku polskim. Pamiętam, że kiedyś uczyłam się tego języka przez 2 lata, ale potem odpuściłam. Włączyłam ją i zaczęłam się jej przysłuchiwać i przypominać niektóre słowa. Najsłodsze jakie kiedykolwiek słyszałam to 'Kocham cię'. Polacy wymawiają to tak ładnie i czysto, a ja? Ja plączę sobie język. Po dwóch godzina siedzenia i przeglądania internetu zamknęłam komputer i poszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Woda spływała po mnie dając ukojenie. Dużo się dzieje ostatnio.
Po wyjściu i wysuszeniu się położyłam się na łóżko. Naszła mnie myśl żeby zadzwonić do Louisa, ale lepiej nie. Dalej jestem na niego zła. Chociaż może to smutek, sama nie wiem. Nim się obejrzałam już spałam.

***następny dzień***
Obudził mnie czyjś oddech na policzku. Nie pamiętam, żeby ktoś wczoraj u mnie zostawał. Otworzyłam oczy i krzyknęłam ze strachu. Nade mną zwisała uśmiechnięta twarz Louisa. Obejrzałam się w prawo i zobaczyłam Madi, Zayna i Harrego. Co oni tu robią? Powinni być w szkole. Chyba, że przespałam cały piątek i mamy sobotę, ale to raczej odpada.
- Co wy tu kurwa robicie? Czemu mnie obudziłeś? Kto was wpuścił? - zaczęłam zadawać pytania. Szatyn, który nade mną był teraz stał obok loczka. Wszyscy się zaśmiali gdy na mnie spojrzeli. O co im chodzi? Mam coś na twarzy? Jeszcze się nie malowałam. 
- Po pierwsze nie przeklinaj, po drugie obudził cię, bo jesteś nam potrzebna, musimy porozmawiać, a po trzecie sami weszliśmy, drzwi były otwarte, a nikogo nie ma w domu. - odpowiedział Harry.
- Co kurwa? Czemu ja ciągle muszę z kimś rozmawiać?! Nie możecie wszyscy dać mi świętego spokoju?! Od kiedy wchodzi się do czyjegoś domu, gdy jest otwarte?! - zaczęłam na nich krzyczeć i wstałam z łóżka. Mam dzisiaj strasznie zły humor i nic go nie poprawi, a jeszcze wieczorem idę na kolację.
- Przestań na nas krzyczeć - uniosła się Madi - Chcemy pogadać o wycieczce i o mieszkaniu, ale ty jak zwykle masz swoje humorki! - dokończyła, a ja się troszkę więcej ze złościłam.
- Czy ja wam czegoś nie powiedziałam o mieszkaniu? Znajdę sobie jakąś ruderę i już! Nie róbcie problemu i nie próbujcie mi pomagać, bo poradzę sobie sama! - krzyknęłam i usiadłam z przypływu złości.
- Kurwa Stella! Nie możesz chociaż raz przyjąć tej jebanej pomocy?! - odkrzyknęła również i zbliżyła się do mnie. 
- Skoro jest jebana to po chuja mi ją oferujecie? - odpowiedziałam pytaniem. Brunetka złapała się za głowę i wrzasnęła. Jak ona się denerwuje, to nie jest fajnie. Ja robię to cały czas więc to co innego. 
- Słuchaj - zaczęła, a ja wstałam - Gówno mnie obchodzi, że poradzisz sobie sama! Wiem, że dałabyś radę, ale jestem twoją przyjaciółką i muszę ci pomóc czy tego chcesz czy nie - dokończyła, ale już spokojniej. Może ma rację. Zawsze próbuję być samodzielna, ale ja po prostu taka jestem.
- Muszę to przemyśleć - odpowiedziałam cicho. Spuściłam głowę i usłyszałam, że ktoś mnie woła. 
- Nie zamierzasz zejść? - spytał mnie Zayn. No tak on nie wie jaką mam rodzinę. Chociaż skoro przyszedł to mu na pewno powiedzieli. 
- Taa już idę - odkrzyknęłam i się podniosłam. Stawiałam małe kroki w stronę drzwi nie patrząc na przyjaciół.
Zeszłam pomału po schodach i skierowałam się do salonu. Siedział tam ten sam facet co wczoraj i jak się nie mylę to jest on psychologiem, a obok niego moja matka i Verne. Ustałam w przejściu i popatrzyłam wyczekująco. Nadal byłam w piżamie i jak na razie nie mam zamiaru tego zmienić. 
- Stella mogłabyś się ubrać - zajęczała moja matka, ale machnęłam ręką. - Czemu drzwi były otwarte? - spytała. 
- Chuj mnie to obchodzi - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. 
- Stella zachowuj się trochę. Pamiętasz pana Horana? Przyszedł z tobą porozmawiać - powiedziała.
- Chyba cie pojebało, nie będę z nikim rozmawiać, a na pewno nie z psychologiem, jeśli uważasz, że jest on potrzebny mi, to lepiej wybierz się do psychiatry - warknęłam i skierowałam się kuchni. Zaschło mi trochę w gardle. Już miałam wchodzić kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Westchnęłam i się odwróciłam. Za mną stał Verne z srogim wyrazem twarzy. Uważaj, bo się ciebie boję.
- Nie skończyliśmy rozmawiać, siadaj - powiedział i siłą posadził mnie na kanapie. Szybko się zerwałam i stanęłam na środku pokoju. Położyłam ręce na biodrach i wzięłam głęboki oddech.
- Teraz mnie słuchacie - zaczęłam i usłyszałam prychnięcie ze strony matki - Nie mam zamiaru rozmawiać z żadnym psychologiem. Wiem, że macie mnie dość, ja was również, ale zostało nam już tylko - spojrzałam na zegar. Już 10:30. - niecałe 20 godzin wspólnego towarzystwa i się wyniosę. Więc teraz, w tej chwili widzę pieniądze na stole. - dokończyłam.
- Jakie 20 godzin? Masz czas do niedzieli! - powiedziała moja mamusia. 
- I co z tego? Dzisiaj o 16 wychodzę i wrócę późno, a rano się wynoszę. Nie mam zamiaru spędzać z wami ani dnia dłużej. - odpowiedziałam i poprawiłam włosy. To chyba mój taki nawyk. - Więc poproszę pieniądze, teraz. - warknęłam.
- Gdzie dzisiaj wychodzisz? Kiedy się spakujesz? - znów moja matka zadała pytania.
- Nie udawaj, że cię to interesuje. Spakuję się teraz i już. - odpowiedziałam jej z niechęcią. Verne wstał i podszedł do barku. Znów wyjmie wódkę?
- Dostaniesz swoje pieniądze - powiedział i mnie trochę zdziwił. Wyjął jakieś pudło, które postawił na stole.- Wolisz gotówkę, czek czy przelew? - zapytał. 
- Teraz poproszę 5 tysięcy gotówką, a 60 na konto - odpowiedziałam.
Mężczyzna wyjął dwie koperty i mi je wręczył. Otworzyłam i znajdowały się tam pieniądze. 
- A teraz usiądź tu i patrz, że przelewam 60 tysięcy do ciebie - powiedział i otworzył laptopa. Zajęłam miejsce obok, ale w bezpiecznej odległości. Popatrzyłam chwilę i gdy byłam pewna, że pieniądze są już moje wstałam.
- Dziękuję bardzo. Co miesiąc widzę 15 tysięcy i ani chuja mniej. - powiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.
- O której dokładnie się wyprowadzasz? - spytała moja matka. Zatrzymałam się na chwilę i pomyślałam.
- Około 11 
- Dobrze, ale nie chcę cię widzieć w tym domu więcej - dopowiedziała, a ja prychnęłam i się cofnęłam. Stanęłam naprzeciwko niej i zacisnęłam pięści. 
- Myślisz, że jestem na tyle głupia żeby wrócić do tej jebanej patologi?! - ona kiwnęła głową, a ja się roześmiałam - Pojebana jesteś myśląc tak. - powiedziałam i się odwróciłam. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Spojrzałam jeszcze raz na nią i schyliłam się do jej ucha. - Kojarzysz Ben'a Hill'a? - wyszeptałam, a ta zamarła. 
- Toć to zwykły skurwysyn, on jest teraz w Ameryce ze swoim bachorem i tą dziwką, a mnie zostawił tu z tobą - machnęłam rękami, a ja się zaśmiałam, znowu.
- Skurwysynem możesz nazwać swojego teraźniejszego męża i jego bachora, a dziwką jesteś ty - splunęłam i szybko wyszłam nie czekając na jej reakcję. Na schodach stali moi przyjaciele z szeroko otwartymi buziami. Szybko wleciałam po schodach i się zaśmiałam trącając ich lekko. Weszłam do pokoju i zauważyłam, że moja walizka jest do połowy pełna. Ale przecież ja schowałam do niej tylko trzy bluzy i jedne spodnie, bo więcej nie zdążyłam. Odwróciłam się i napotkałam uśmiechniętą twarz Madi.
- Co to ma być? - spytałam.
- No pomogłam ci się trochę pakować - wzruszyła ramionami i usiadła razem z Zaynem i Harrym na sofie.
- A tak w ogóle to czemu wy nie jesteście w szkole?
- No nie chciało nam się iść i przyszliśmy do ciebie - odpowiedział Harry jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Ale nie będę wnikać.
- A co masz w tej kopercie? - spytał Zayn.
- Yyy.... - zawahałam się nad odpowiedzią...


Jeej! Nie wierzę! Udało mi się ten rozdział napisać w 3 godziny. Nie wiedziałam, że mam takie możliwości... xD Bardzo łatwo mi się ten rozdział pisało i dlatego jest. Powiedziałam, że będzie jutro albo pojutrze ale bardzo chcę go wam dodać, bo nie wytrzymam. Kolejnego możecie się spodziewać w niedzielę. Chyba, że znowu mi strzeli i napiszę go w 3 godziny. xD
Dziękuję za bardzo miłe komentarze. One na prawdę dodają chęci do pisania.
Ile teraz komentarzy? 5/6 ?
Oczywiście nie musicie, bo was do tego nie zmuszam po prostu bardzo się cieszę gdy widzę tyle komentarzy, a to się równa z tym, że mam chęci do pisania. Bo wenę to ja mam na razie cały czas do tego bloga. :)
Przepraszam, że taki krótki i nudny jak flaki z olejem, ale następny będzie lepszy.W 8 poznacie Brada i Esmeraldę. 
Ciekawa jestem czy podoba wam się mój styl, sposób pisania? 
Pozdrawiam, Violette xoxo

6 komentarzy:

  1. Widać, że latwo, bo zajebisty!!!
    Czekam z niecierpliwością na nexta!!!
    Buźki =*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial wcale nie jest krotki i nudny mi sie . Ale z jej matki zdzira. MASAKRA.! ;D Fajnie piszesz.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze sie z tak szybko! :)
    Rozdzial jak zwykle swietny, mam nadzieje ze Lou i Stella sie jakos pogodza xD
    Korzystaj z weny i pisz szybko nowe rozdzialy xx

    OdpowiedzUsuń
  4. o boże kocham, oby następne też tak szybko się pisało :)
    zapraszam http://impossiblestoryglowofangels.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu on jest bisty !!!Dawaj szybko następny ;** Dziewczynom naprawdę masz talent :3:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dosłownie rozdział jest PER-FECT :)
    Z niecierpliwością czekam na nexta :)
    Nie mogę się doczekać wieczoru bo już chcę poznać Brada i Esmeraldę :D
    Korzystaj z weny
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń