niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 8 ,,Gdzie są moje rzeczy?''

- Yyy...pieniądze - odpowiedziałam.
- Ile? - zapytał tym razem Harry. Spojrzałam na Louisa, miał strasznie nie obecny wzrok wbity w ziemię.
- 5 tysięcy - odpowiedziałam i położyłam kopertę na biurku. Założyłam ręce na piersi i patrzyłam w okno.
- Stella o co wam chodzi? - zajęczała brunetka wskazując jedną ręką Lou, a drugą mnie. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę szafy. Zaczęłam wyciągać z niej kolejne rzeczy i nie zwracać uwagi na resztę. Gdy składałam bluzkę poczułam szarpnięcie za łokieć, przez co ubranie wypadło mi z ręki i spadło na podłogę. - Jeśli mi nie powiesz co wam jest to ci normalnie zajebie dzisiaj! - krzyknęła poirytowana.
- Nic się nie stało - powiedziałam i poczułam walnięcie w tył głowy. Oczywiście nie mocne, ale zawsze coś.
- Stella nie denerwuj mnie - warknęła moja przyjaciółka.
- No ok ok już się nie denerwuj - podniosłam ręce do góry w geście poddania. - Jak ci mówiłam poznałam ojca i zaprosił mnie dzisiaj na kolację i zaprosił też Louisa i on powiedział, że pójdzie, a potem mi powiedział, że nie może, bo idzie z nimi na imprezę! - powiedziałam głośno i wskazałam dłonią na chłopaków - A wiesz co jest najgorsze? Że sama boję się tam iść i naprawdę wierzyłam, że pójdzie ze mną. Ale nie! Ja zawsze muszę się na kimś zawieść - ostatnie zdanie wyszeptałam i wytarłam dłonią lekko mokry policzek.
- No wiesz co Louis? Robisz dziewczynie nadzieję, a potem tłumaczysz się imprezą - powiedziała Madi i do niego podeszła. Chłopak skulił się lekko pod jej wzrokiem.
- Dobra nie zadręczaj go już. Możecie sobie iść muszę się spakować - westchnęłam widząc, że Louis nie wie co powiedzieć. Wiem, że ich wyprosiłam, ale naprawdę muszę się spakować.
- Wypraszasz nas? - zapytała Madi udając urażoną.
- Tak, idźcie sobie - uśmiechnęłam się.
- Ok pójdziemy pod jednym warunkiem, na razie wprowadzisz się do nas, póki sobie czegoś nie znajdziesz - powiedział stanowczo Harry, a reszta mu przytaknęła.
- Już coś mówiłam, ale już niech wam będzie - powiedziałam.
- No i to rozumiem - klasnął w dłonie Zayn - To widzimy się w sobotę rano u nas, tak?
- Taa tylko nie mam waszego adresu
- Wyślę ci sms-em - puścił mi oczko Harry. Przytaknęłam ruchem głowy i podniosłam bluzkę. Złożyłam ją i wsadziłam do walizki.
- Ale mam do któregoś prośbę - zaczęłam, a oni wstrzymali oddechy - Ktoś będzie musiał po mnie przyjechać i mi pomóc to wszystko zabrać - dokończyłam i zaśmiałam się na ich czerwone twarze.
- To masz załatwione - uśmiechnął się Louis i do mnie wstał. O odezwał się do mnie...
- Dobra, a teraz mi stąd wynocha - zaśmiał się i machnęłam do nich. Wybuchli śmiechem i pomału wyszli. Słyszałam, że schodząc po schodach rozmawiali, ale nie wiem o czym. Odwróciłam się od drzwi i schyliłam do szafy, aby wyjąć z dna karton. Postawiłam go na biurku i otworzyłam. Wyjęłam zdjęcia z mojego dzieciństwa. Spojrzałam na małą dziewczynkę stojącą i przytulającą się do wielkiego misia. Uśmiechnęłam się i samotna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłam i odłożyłam kupkę zdjęć na bok i wyjęłam z kartonu lalkę. Pamiętam jak zawsze lubiłam się nią bawić. Złapałam ją za jedną rękę kiedy nagle poczułam ciepłem ręce na biodrach i podbródek na ramieniu. Ze strachu machnęłam lalką i mój oprawca dostał nogą w nos. Usłyszałam jęknięcie, a następnie śmiech. Spojrzałam na tą osobę i kto to był? Louis.
- Nie wiedziałem, że bawisz się jeszcze lalkami - zaśmiał się i mnie puścił. Odwróciłam się do niego i zaśmiałam widząc czerwoną rysę na policzku. Walnęłam go lekko w ramię po czym zostałam przyciągnięta przez jego silne ramiona do siebie. Tym razem trzymałam lalkę z daleka od jego twarzy. - Przepraszam - powiedział w moje włosy, gdyż trzymałam głowę na jego piersi. - Słyszysz? Przepraszam - powtórzył.
- Wybaczam ci - odpowiedziałam i na niego spojrzałam. Oczy mu zabłyszczały i przybliżył twarz do mojej. Lekko musnął moje usta i się odsunął. Było mi mało więc teraz to ja przysunęłam twarz do jego i cmoknęłam go. Chłopak zaczął pogłębiać pocałunek, a ja chciałam go złapać za szyję, ale całkiem zapomniałam, że mam w ręku lalkę, przez co dźgnęłam go nią w oko. Szatyn złapał się za oko i zajęczał.
- Boże, przepraszam, zapomniałam, że mam ją w ręku - szybko wypuściłam lalkę z ręki i doskoczyłam do chłopaka.
- Spoko, nic się nie stało - uśmiechnął się i złapał mnie za ramiona.
- Ale twoje oko! - powiedziałam i palcem przejechałam po jego brwi. Rzeczywiście nic mu nie jest.
- Nic mi nie jest, naprawdę, nie panikuj - zaczął się śmiać i mnie przytulił. Odepchnęłam go ręką i odwróciłam się do niego plecami podchodząc do biurka. Złapał mnie w pasie i położył swoją głowę na moim ramieniu. Wyjęłam z niego kolejny stos zdjęć i położyłam je obok.
- Co ci jest? W ciąży jesteś czy jak, że masz takie wahania nastroju? - zaśmiał się, znowu.
- Nie jestem w ciąży! - krzyknęłam, ale zaraz się uciszyłam.
- To co ci jest? Raz jesteś miła i potulna, a później wulgarna i zdenerwowana? - spytał.
- Zawsze tak miałam, po prostu taka już jestem. Ale teraz bardziej, bo ta cała sytuacja z matką i poznanie ojca naprawdę mnie rozpraszają. - odpowiedziałam i wzięłam do ręki zdjęcie, na którym byłam ja, jakiś mężczyzna i kobieta. Czemu ja ich nie znam? Siedziałam na rękach u tego mężczyzny i uśmiechałam się do aparatu. Wyglądam na tym zdjęciu na bardzo szczęśliwą i miałam chyba około 5 lat. Ale czemu ja tego nie pamiętam?
- No dobrze, ale postaraj się być milsza, dobrze? - spytał i pocałował mnie w odkryte ramię. Wspominałam, że nadal stoję w piżamie? Nie? No to już wiecie. {link}.
- No ok, a pójdziesz ze mną do taty? Proszę - odwróciłam się do niego i założyłam ręce na jego ramiona.
- Serio Stella? Serio? - zapytał, a ja nie do końca wiem o co chodzi. - Musisz teraz o to pytać?
- Serio Louis? Serio? - powtórzyłam jego pytania i spojrzałam na zegarek. - Zostało mi do wyjścia jakieś 3 godziny, a ty się pytasz czy teraz jest na to czas? No chyba logiczne, że pytam teraz, a nie w ostatniej chwili.
- Oj no Stella - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie. Lepiej już nic nie mów, serio. Naprawdę się na tobie zawiodłam. - powiedziałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a następnie ręką wskazałam aby wyszedł. - Wyjdź już.
- Stella proszę cię - powiedział błagalnie podchodząc do mnie i łapiąc za rękę. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie proś tylko wyjdź - powiedziałam bliska płaczu. Chłopak westchnął i chciał mnie pocałować, ale przekręciłam głowę i dostałam buziaka w policzek. Wyszedł już nic nie mówiąc.
Zamknęłam za nim drzwi i podeszłam do szafy. Zaczęłam pakować ciuchy dalej i wycierać kolejne łzy.

**2 godziny później**
Ciuchy już mam wszystkie spakowane. To co nie zmieściło się w walizkach wepchnęłam do dwóch worków i postawiłam wszystko pod ścianą. Zdjęcia i różne pamiątki wsadziłam do kartonu i zakleiłam, stawiając na jednej z walizek. Westchnęłam patrząc, że trochę tego jest. Spojrzałam na szafki i kompletna pustka. Poszłam do łazienki i z wczorajszych spodni wyjęłam karteczkę z adresem mojego taty. Spojrzałam na nią. Gdzie jest ulica Baker Street 78 BP ? Nigdy na niej nie byłam. Wyszłam z łazienki i położyłam papier na pustą szafkę. Chwyciłam wcześniej przygotowaną bluzkę i spodnie. Z powrotem weszłam do łazienki kładąc ciuchy na podłogę i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele dając lekkie ukojenie. Po myciu wytarłam się ręcznikiem i ubrałam. Wyszłam z łazienki i założyłam pierścionek i kolczyki. Na stopy wsunęłam sandały na koturnie. Wiem, że to nie w moim stylu, ale chcę dobrze wyglądać.
strój Stelli
Pomalowałam rzęsy tuszem i usta błyszczykiem.
Spojrzałam na zegarek. Już 15:45. Zaraz muszę wyjść. Bardzo bym chciała żeby Louis tam ze mną poszedł, ale nie będę go zmuszać. Przez chwilę tępo patrzyłam w jeden punkt, ale z transu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Dostałam sms-a od..Louisa.
''Skarbie przepraszam, pamiętaj, że jutro po ciebie przyjadę Louis xx''
Prychnęłam i usunęłam wiadomość nie odpisując na nią. Złapałam za kluczyki i wyszłam z pokoju zamykając go. Zeszłam po schodach i weszłam na chwilę do salonu. Nikogo tam nie było, ale słyszałam rozmowy z kuchni. Zgaduję, że tam się wszyscy znajdują. Nie rozmyślając już o nich wyszłam z domu. Zamknęłam cicho drzwi, a gdy się odwróciłam zauważyłam Louisa opierającego się o maskę jakiegoś samochodu. Uśmiechnął się i do mnie podszedł.
- Nie ładnie tak nie odpisywać - mruknął.
- Co ty tu robisz? Czyj to samochód? - zadałam pytania nie odpowiadając na jego uwagę.
- Czekam na ciebie, przecież idziemy na kolację do twojego taty. A samochód pożyczyłem od sąsiada - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę pojazdu. Zatrzymałam się nagle, a razem ze mną szatyn.
- A czemu nie jesteś na imprezie?
- Bo się na nią nawet nie wybierałem? - odpowiedział pytaniem. Spojrzałam na niego jak na dziwaka, a on kolejny raz tego popołudnia się zaśmiał. - Już nie pytaj tylko chodź - pstryknął mnie palcem w nos i pociągnął do samochodu. Tym razem się nie opierałam i posłusznie weszłam do środka. Chłopak zajął miejsce za kierownicą i odpalił pojazd i ruszyli.
- Masz prawo jazdy? - spytałam zmieszana.
- Taa, podasz mi adres czy mam jechać na oślep? - spytał, a ja przypomniałam sobie, że zostawiłam kartkę z adresem. Złapałam się za głowę próbując przypomnieć sobie adres ojca. Jak to szło? Chyba wiem...
- Nie jestem pewna, ale Baker Street 72 BP - powiedziałam, ale jestem pewna, że coś pomyliłam.
- Nie jesteś pewna? - zapytał.
- Zapomniałam kartki, ale przeczytałam raz i myślę, że to tak - odpowiedziałam. - Jedź już.
- No jadę. A swoją drogą, ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się nie odwracając wzroku od drogi.
- Dziękuje - odpowiedziałam i resztę drogi milczeliśmy. W tle leciała cicha muzyka z radia i nasze oddechy.
- Już jesteśmy - powiedział Louis i zaparkował samochód przed willą. Otworzyłam oczy szeroko nie mogąc uwierzyć, że tak mieszka mój tata. Wysiadłam powoli z auta i podeszłam do Louisa. - Sądzisz, że to tu?
- Nie wiem, ale myślę, że tak - odpowiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi. Zapukałam lekko i czekałam, aż ktoś otworzy. Usłyszałam trzask i krzyk, a następnie zobaczyłam młodą kobietę, ale to na pewno nie jest Esmeralda. - Czy tu mieszka rodzina Hill'ów? - spytałam trochę zawstydzona.
- Co? Jakie Hille? Idź mi stąd zanim mąż wyjdzie - powiedziała kobieta i znów usłyszałam krzyk i płacz dziecka. - Co się patrzysz? Won - powiedziała i zamknęła drzwi.
- Co to było? - spytał Louis kiedy wyszliśmy z posesji.
- Jacyś psychopaci - uśmiechnęłam się. - Chodź sprawdzimy dom obok. - zaproponowałam, a raczej poinformowałam.
- I będziemy chodzić po całej ulicy szukając domu twojego taty? - spytał, ale spojrzałam na niego gniewnie przez co uniósł ręce w geście obronnym - Mi tam pasuje. - dopowiedział.
Weszliśmy na kolejne podwórko i podeszliśmy do drzwi. Tym razem Louis zapukał i złapał mnie za rękę. Chwilę poczekaliśmy i otworzył nam jakiś staruszek.
- Czy tu mieszka Ben Hill? - spytałam wzdychając.
- Przykro mi, ale nie. Nie znam takiej osoby. Do widzenia - powiedział i także zamknął mi drzwi przed nosem. Zaczynam się denerwować. Wyszliśmy z podwórka i przeszliśmy na kolejne. Usłyszałam jęki i wrzaski z domu. Zadzwoniłam dzwonkiem i chwilę poczekałam. Wyszedł młody chłopak w samych bokserkach. Zgaduję, że coś mu przerwałam.
- Czy tu mieszka Ben Hill? - spytałam nie wierząc w to.
- Kto? Nie znam nikogo takiego dziecko. Żegnaj - powiedział i chciał zamknąć drzwi, ale zatrzymałam ręką.
- A wiesz może gdzie mieszka? - spytałam z nadzieją.
- A czy wyglądam jakbym wiedział? Weź się odpierdol - odpowiedział i zamknął drzwi. Wkurzona krzyknęłam i w nie kopnęłam. Odciągnął mnie stamtąd Louis, stawiając na chodniku.
- Stella, uspokój się - powiedział i pociągnął mnie w stronę kolejnego domu. Wchodząc na podwórko zauważyłam 78 na bramce. Westchnęłam głośno i czekałam aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili stanął przede mną młody chłopak na oko 18 lat.
- Proszę powiedz, że tu mieszka Ben, a ty jesteś Brad - powiedziałam błagając. Chłopak zaśmiał się i pokiwał głową.
- Tak to ja, chodźcie - uśmiechnął się i otworzył nam drzwi. Weszłam ciągnąc za sobą Louisa. - Mamo, tato Stella przyszła - krzyknął na cały dom, aż podskoczyłam. Przyjrzałam się mu z bliska i naprawdę jesteśmy podobni. Zauważył, że mu się przyglądam i znów się uśmiechnął. Usłyszałam stukot obcasów i nagle przede mną pojawiła się piękna kobieta. To chyba jest Esmeralda.
- Cześć jestem Esmeralda - uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, którą uścisnęłam. - Ty pewnie jesteś Louis? - spytała podchodząc do mojego chłopaka. Szatyn skinął głową, a kobieta go przytuliła. Dziwne... Ale lepsze to niż moja matka. Przyjrzałam się jej. Ubrana była w prostą, czarną sukienkę z dodatkiem różu i czarne szpilki. Na jej szyi widniał naszyjnik w kształcie księżyca, a w uszach błyszczały małe gwiazdki. Jej nadgarstek ozdabiała złoto-czarna bransoletka. [link]. - Ben?! Ben gdzie jesteś? - krzyknęła kobieta.
- Idę już - usłyszałam i zobaczyłam mojego tatę w progu. Uśmiechnęłam się do niego.
- Stella, myślałem, że nie przyjdziesz. Widzę namówiłaś chłopaka? - zaśmiał się i mnie przytulił. Zaskoczona nic nie zrobiłam. - Widzę poznałaś Brada i Esmeraldę - powiedział gdy już stał naprzeciwko. Kiwnęłam głową i posłałam nieśmiały uśmiech do kobiety.
- Dobra dzieciaki, chodźcie do jadalni, zrobiłam kolację - powiedziała i pognała nas do jadalni.
Bardzo przytulne pomieszczenie. Brad zasiadł na krześle i poklepał miejsce obok patrząc na mnie. Ciągnąc za sobą Louisa usidłam po stronie okna, a szatyn obok mnie. Pod stołem złapałam go za rękę i lekko ścisnęłam dając mu znak aby się nie stresował. Kobieta weszła do pomieszczenia, jak myślę do kuchni z której zaraz wyszła z dwiema salaterkami. Postawiła na stole i zdjęła przykrywki. W jednej były ziemniaki, a w drugiej pysznie wyglądający kurczak. Dosiadł się do nas mój tata, a Esmeralda poszła jeszcze do kuchni. Wyszła z niej po 2 minutach niosąc różne sosy. Usiadła obok mężczyzny i się uśmiechnęła.
- Stella naprawdę się cieszę, że mogłam cię poznać. Wydajesz się być bardzo fajna i oczywiście jesteś bardzo piękna, ale nie tak piękna jak ja - zaśmiała się głośno, a ja otworzyłam buzię. - Żartuję przecież - powiedziała widząc moją minę. Uśmiechnęłam się niemrawo i poprawiłam włosy. - Proszę jedźcie - wskazała dłonią na jedzenie i sama włożyła sobie.
- Ja również się cieszę i mam nadzieję, że się z panią dogadam - zaczęłam, ale mi przerwała.
- O nie. Tylko nie pani, mów mi Esmeralda lub po prostu Esme - uśmiechnęła się i złapała za widelec.
- No więc Esmeraldo również się cieszę i muszę pan...ci powiedzieć, że na pewno się dogadamy - poprawiłam się widząc jej złą minę. Pokiwała głową i wskazała na kurczaka. Nie pewnie wzięłam i sobie nałożyłam następnie podając jedzenie Louisowi, który również trochę wziął i podał Bradowi. Nastolatek uśmiechnął się i wziął naczynie od starszego chłopaka.
- Stello powiedz, jak tam życie? Jak w szkole? Jak w domu? Opowiadaj trochę - powiedziała kobieta kiedy wszyscy zaczęliśmy jeść.
- Co tu opowiadać. Może hmm...to jest mój chłopak Louis, mam przyjaciółkę Madi. Mmm w szkole ujdzie z ocenami, z zachowaniem gorzej - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale czemu gorzej z zachowaniem? - spytała. Wiedziałam, że zada takie pytanie, ale zamierzam być szczera, jak zawsze.
- No więc, jeśli tego nie wiecie to wam powiem, że jestem typem osoby szybko się denerwującej, jeśli trzeba to potrafię przywalić, dużo przeklinam, opuszczam lekcje, kłócę się z nauczycielami - wymieniałam wszystko co przyszło mi na myśl, a cała rodzina siedziała cicho i mi się przyglądała z szeroko otwartymi buziami. - Chodzę na imprezy i czasami piję. Jestem uparta i zawsze stawiam na swoim. Nawet dzisiaj zapomniałam karteczki z waszym adresem i jechaliśmy na oślep. Pomyliłam się i zaczęliśmy od 72 i szliśmy dalej, a najgorsze, że nikt nie wiedział kim jesteście, i tutaj dom obok jak wyszedł chłopak to mnie strasznie zdenerwował i jak zamknął mi drzwi przed nosem to w nie kopnęłam - uśmiechnęłam się.
- Wow - powiedział Brad.
- Właśnie, córciu nie wiedziałem, że taka jesteś - zaczął mój tata, ale Esme mu przerwała.
- Oj Bem to chyba normalnie w jej wieku - uśmiechnęła się kolejny raz tego wieczoru i wzięła w usta kolejny kęs kurczaka.
- A wracając jeszcze do pytania, to w domu to totalna porażka - skrzywiłam się lekko przypominając sobie o tej patologi.
- Dlaczego? - spytała kobieta. Kurczę...Jak na razie to mogę powiedzieć, że jest strasznie ciekawska i lubi żarty.
- Moja mama wyszła za takiego frajera co ma córkę i strasznie mnie denerwują i właśnie tato nie zgadniesz co kazała mi zrobić i jak was nazwała. - odłożyłam widelec chwytając szklankę z sokiem pomarańczowym i upijając trochę.
- Co? Jak? - zapytał.
- Mam dwa dni na wyprowadzkę. - zaczęłam, a mojemu tacie widelec wypadł z dłoni. - I powiedziała, że jesteś skurwysynem, a Esmeralda jest dziwką i jesteście razem ze swoim bachorem w Ameryce - dokończyłam, a mężczyzna zacisnął pięści. Wiem, że go to zdenerwowało, ale chcę żeby wiedział.
- Czemu tak powiedziała? - spytał do tej pory siedzący mój brat. Boże jak to dziwnie brzmi!
- Zdenerwowała mnie, bo nie chcieli mi dać moich pieniędzy i spytałam się jej czy kojarzy mojego tatę i ona was zwyzywała, a ja jej powiedziała, że to ona jest dziwką, a Verne skurwysynem a ta jego jebana Larrisa jest bachorem - odpowiedziałam całkiem spokojnie i poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i zauważyłam, że matka dzwoni. - Przepraszam was na chwilę muszę odebrać. - powiedziałam i wstałam od stołu. Wyszłam na korytarz gdzie odebrałam telefon.

- Stella, wracaj w tej chwili do domu. Czemu nikomu nie powiedziałaś, że wychodzisz? Masz się już dziś wyprowadzić, ponieważ mamy gości i nam przeszkadzasz. - zaczęła gadać, a mi prawie telefon wypadł z ręki.
- Ty chyba sobie kurwa jaja robisz co? 
- Nie, ja mówię poważnie. Wracasz w tej chwili i zabierasz swoje rzeczy. 
- Naprawdę jesteś pojebana! Dałaś mi czas do niedzieli, a teraz co? Masz gości i przeszkadzam? Chuj mnie to obchodzi. Jestem teraz daleko od domu i wrócę późno 
- Albo wracasz w ciągu godziny albo spalę twoje rzeczy, wybieraj
- Dobra kurwa, będę za godzinę - rzuciłam od niechcenia i się rozłączyłam

Schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do jadalni. Moja matka naprawdę jest chora psychicznie. Ma gości i nagle skraca mi czas? No kurwa tak nie będzie.
- Co się stało? To twoja matka dzwoniła tak? O co chodzi? Stella?! - potrząchną mną mój tata, gdy nie odpowiadałam na jego pytania. Ocknęłam się i złapałam dużo powietrza. 
- Tak to ona. Mówiłam wam, że każą mi się wyprowadzić, ale dali mi czas do niedzieli, a teraz zadzwoniła i powiedziała, że... - zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć. Ja muszę jechać teraz do domu! - Proszę kto szybko zawiezie mnie do domu, a potem podrzuci do hotelu? - wstałam i rozejrzałam się po jadalni. Louis wstał i do mnie podszedł.
- Ale Stella! Powiedz co się stało? - powiedział głośno mój tata.
- Muszę zabrać moje rzeczy! Rozumiesz? Ona chce spalić moje ciuchy, zdjęcia, pamiątki, wszystko, bo jacyś jebani goście będą - odpowiedziałam i pociągnęłam Louisa do drzwi. - Odezwę się do ciebie.
- Nie! Stój! - krzyknął mój ojciec z salonu. Zatrzymałam się na chwilę i popatrzyłam na niego wyczekująco. Podszedł bliżej i złapał za swoją kurtkę, którą zarzucił na ramiona. - Jadę z tobą. Oni nie mogą tobą pomiatać - powiedział i wszedł na chwilę do salonu. - Nie długo wrócę. Tak będę na siebie uważał. Też was kocham. - usłyszałam i chwilę potem wychodziłam z Louisem i tatą do samochodu. - Nie tym. Chodźcie pojedziemy moim. - powiedział gdy chcieliśmy wsiąść do samochodu szatyna. Zdziwieni zawróciliśmy i wsiedliśmy do czarnego vana.
**pół godziny później**
Po krótkiej i cichej jeździe podjechaliśmy pod mój dom. Tak właściwe to nie mój.
- Pójdę tam sama i w razie co to was zawołam ok? - powiedziałam nie będąc tego pewna. Skinęli głowami, a ja wysiadłam z samochodu. Szybko pokonałam odległość dzielącą mnie z drzwiami, następnie przez nie weszłam. Już z progu słyszałam walenie na górze więc szybko tam pobiegłam. Moja matka i Verne stali przed drzwiami mojego pokoju i w nie walili, a obok stało 2 gości i 2 kobiety. Gdy zauważyli, że tam stoję od razu na mnie spojrzeli.
- Co tak długo? Miałaś być tu 10 minut temu - powiedziała z wyrzutem moja matka.
- Chuj mnie to obchodzi. Gdzie są moje rzeczy?! - krzyknęłam.
- W środku. I otwieraj te drzwi, bo je wyważę - odpowiedział Verne i spojrzał na mnie z wyższością. Podeszłam i je otworzyłam. A w środku zauważyłam jeden wielki bałagan. Moje ciuchy były wszędzie. Co kurwa?
- Jak to się kurwa stało?! Czemu to zrobiliście?! - krzyknęłam zdenerwowana zbierając ciuchy i wciskając je do walizek.




Obiecałam i jest. :) Mam nadzieję, że się spodoba, bo bardzo się nad nim starałam. Mówiłam, że poznacie Esme i Brada i trochę poznaliście. Może nie o tym myśleliście, ale jest tak.
Przepraszam za błędy i za to, że taki krótki.
Kolejny pojawi się 25 lub 26 marca. Komentujcie ten i piszcie co wam nie pasuje a co może być.
Bardzo dziękuję za komentarze pod rozdziałem 7. Bardzo miło mi się pisze wiedząc, że ktoś to czyta.
Jak myślicie co będzie dalej? Kim są tajemniczy goście? 
Pozdrawiam, Violette xoxo

6 komentarzy:

  1. Serio?! w takim momencie? :(((( pisz szybko 9 rozdział. Ja nie wytrzymam. Hmm. co to gości, to mnie zdziwiłaś. Wow rozdział nawet długi i doskonale napisany.Jakby to była praca na polski dostała byś 6<3 kocham i czekam<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super jest to opowiadanie juz nie moge sie doczekac 9 rozdzialu ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O jenyyy!!! Plis pisz jak najszybciej, bo koffam tego bloga i nie mogę się doczekać nexta!!!
    Buźki =*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Na początku dziękuję za zaproszenie :)
    Przyznam się bez bicia. Gdy przeczytałam pierwszy rozdział nie polubiłam Stelli. Nie podobał mi się sposób, w jaki odnosiła się do nauczycielki. Jednak gdy przeczytałam resztę zmieniłam o niej zdanie. Sama czasem pyskuję nauczycielom i mamie też. I kocham tańczyć <333
    Bardzo bym cię prosiła, żebyś mnie informowała o rozdziałach :)
    I zapraszam również do mnie:
    man-can-change.blog.pl
    Pozdrawiam :)
    Maja ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale. Cuuudo. pisz szybko blagam! ;*

    OdpowiedzUsuń