wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 12 ,,Policja już tu jedzie...''

Ale przecież byłoby za pięknie gdyby było spokojnie. Coś, a raczej ktoś musiał to przerwać. Do sali wpadła rozwścieczona...Larrisa, a za nią wbiegła moja matka, Verne, Logan i ci tajemniczy goście z mojego starego domu, czyli dwie babki i dwóch facetów. Przechyliłam głowę w bok i zauważyłam, że wszyscy goście idą w moją stronę, tak jakby chowając się za moimi plecami. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam wyczekująco na moich ''gości''.
- Co wy tutaj robicie? - spytałam opanowanym głosem. Na razie jestem opanowana. Na razie.
- Ty mała suko! Jak mogłaś? Nie wystarczyło ci to co dostałaś? Chciałaś więcej? Nie wierzę, że twoja matka nie pozbyła się ciebie wcześniej! - zaczął krzyczeć Verne. Spojrzałam na niego jak na debila. O co mu chodzi? Czego chciałam więcej?
- O co ci chodzi? - spytałam. Nie krzyczałam, jeszcze nie.
- O co nam chodzi? Jak mogłaś ukraść nam 100 tysięcy? Jak mogłaś? - tym razem dołączyła się moja matka. Usłyszałam jak ktoś za mną zadławił się napojem. Nie odwróciłam nawet głowy, aby sprawdzić kto.
- Że niby ja wam coś ukradłam? Ha ha śmieszne... - prychnęłam. Jak oni mogą posądzać mnie o takie coś? Dostałam tyle ile chciałam i koniec. Ale oczywiście oni jak zwykle muszą mieć jakieś problemy.
- To jak wytłumaczysz tajemnicze zniknięcie pieniędzy w dniu twojej wyprowadzki? Zanim wyszłaś do tego frajera 100 tysięcy zginęło! - krzyknął tym razem Verne. Patrzyłam na nich, nic nie robiąc. Dzisiaj są moje urodziny i nie dam ich zepsuć. Nie wrobią mnie w coś czego nie zrobiłam. Moje nerwy są na granicy...
- On nie jest frajerem! - krzyknęła Esmeralda wychodząc trochę do przodu.
- Och, zamknij się głupia suko. Nie widzisz, że on cię nie kocha? Mnie też nie kochał tylko udawał. Zrobił dzieciaka i szczęśliwy. Uważaj na niego i na tą smarkulę, a swojego dzieciaka lepiej oddaj gdzieś, bo on na pewno jest taki sam jak on - powiedziała z wyższością w głosie moja matka. Jest moją matką, ale tylko w genach. Nie chcę mieć takiej matki. Nie wierzę jak ona mogła się tak zmienić...
- Kocha mnie tak samo jak Brada i Stellę! - krzyknęła zdenerwowana Esmeralda. Mój tata podszedł do niej i złapał za ramiona. Przytulił ją do swojego torsu. Złość się we mnie gotowała coraz bardziej.
- Jak możesz mnie o takie coś osądzać? Przecież wiesz, że taka nie jestem. Wiesz to - ostatnie zdanie wyszeptałam. Poczułam dłoń na moim ramieniu, ale szybko ją strzepnęłam nie patrząc nawet na właściciela. Postawiłam dwa kroki do przodu, nie zwracając uwagi na protesty za mną. Stałam teraz jakieś 3 metry od mojej rodzicielki. Spojrzałam w jej oczy i jedyne co widziałam to nienawiść. - Na prawdę sądzisz, że to zrobiłam? - spytałam.
- Ja tak nie sądzę, ja to wiem - syknęła. Nie mam ochoty krzyczeć, ale nie daje mi wyboru. Spojrzałam na Larrisę, której uśmiech nie schodził z twarzy. Nie myśląc wiele podeszłam do niej i ją spoliczkowałam. Ta zachwiała się do tyłu, ale złapała równowagę. Pisnęłam głośno.
- Przestań udawać, bo w to nie wierzę. Ty mnie w to wrobiłaś prawda? Wiem, że mnie nienawidzisz, ale po chuja to robisz? Wyprowadziłam się. Mało ci? Ty jebana, rozpuszczona dziwko! - ostatnie dwa zdania wykrzyczałam, tracąc kontrolę nad sobą. Wiem, że to na 70% ona.
- Nie posądzaj mnie o takie rzeczy i mnie nie wyzywaj. Sama jesteś dziwką skoro już jesteś w ciąży i nie wiesz z kim! - zaczęła nawijać tym swoim piskliwym głosikiem. Usłyszałam głośne łapanie powietrza za sobą. Zgaduję, że właśnie się zdziwili. Tylko, że ja kurwa nie jestem w żadnej ciąży!
- Nie jestem w ciąży! Nie ja wskakuję każdemu napotkanemu chłopakowi do łóżka, tylko ty! Spierdalaj stąd chyba, że chcesz, żeby twoja piękna buźka już nie była taka piękna - syknęłam do niej. Poczułam szarpnięcie za rękę przez co upadłam na podłogę. Kostka znów zaczęła mnie boleć, więc szybko zdjęłam moje szpilki i odrzuciłam je na bok. Osobą przez, którą teraz znajduję się na ziemi okazał się Verne. Stał nade mną z założonymi rękami. Próbowałam wstać, ale poczułam uderzenie w policzek przez co znów upadłam. Tym razem moja głowa leżała na ziemi, a ja trzymałam się za twarz.
- Ty chuju! Jak możesz bić niewinną dziewczynę? Gdzie twoje uczucia? - krzyknął mój tata rzucając się na tego kutasa. Kiedy oni się bili, ja wstałam, ale kiedy zakręciło mi się w głowie to musiałam przytrzymać się stołu. Kiedy trochę doszłam do siebie szybko podeszłam do dwóch mężczyzn próbując odciągnąć mojego tatę, ale on ma za dużo siły. Spojrzałam błagalnie na Louisa i resztę. Ci chyba zrozumieli o co mi chodzi, bo już po chwili razem z Harrym i Zaynem odciągnęli tatę od niego. Esmeralda szybko podleciała do swojego chłopaka? i zaczęła go uspokajać. Chciałam podejść do matki, ale powstrzymały mnie ręce owinięte wokół mojej tali.
- Proszę puść. Obiecuję, że nic jej nie zrobię - zaczęłam prosić. Ręce ustąpiły, a ja podeszłam do kobiety.
- Jesteś najgorszą suką jaką mogłam poznać w życiu. Wyprowadziłam się tak jak mi kazaliście, a teraz przychodzisz i osądzasz mnie o kradzież, której nie dokonałam. Robisz awanturę i to w moje urodziny. Wiesz, że cię nienawidzę? - splunęłam po czym się odsunęłam.
- Co z tego, że masz urodziny? Nie zasługujesz na lepsze traktowanie. - powiedziała i teraz to ona do mnie podeszła. - Oni wszyscy - zaczęła i wskazała dłonią na moich przyjaciół i moją rodzinę - wcale cię nie lubią. On - powiedziała i tym razem pokazała na mojego ojca - cię nie kocha, udaje teraz dobrego ojca, a jak było trzeba to go nie było. Ona - tym razem jej palec wskazywał Esmeraldę - nigdy cię nie pokocha, tak jak nie kocha tego bachora. Myślisz, że oni zastąpią ci rodzinę? Ty nawet na to nie zasługujesz. On - spojrzałam w kierunku, który wskazywała. Louis. - cię nie kocha. Tak wam się tylko wydaje, ale zobaczysz, zrobi ci dzieciaka i cię zostawi. Tak to już jest. - klasnęła w dłonie i szeroko się uśmiechnęła. Zaczęłam analizować jej słowa w głowie, ale to przecież stek bzdur.
- Oni mnie kochają i ja to wiem! - krzyknęłam i kontynuowałam - Ten bachor to możesz mówić na tą sukę - pokazałam dłonią Larrisę, a ta zasłoniła sobie usta - I ja wcale nie myślę, że zastąpią mi rodzinę. Ja to wiem! A Louis mnie kocha tak samo jak mój tata kocha Esmeraldę. Ciebie nigdy nie kochał, bo TY na to nie zasługujesz! To ty nie zasługujesz na niczyją miłość ani na wspaniałe traktowanie. I zauważ, że to ty jesteś w ciąży nie ja! I lepiej pilnuj abyś babcią nie została, bo ta szmata już może być w ciąży, skoro pieprzy się ze wszystkimi! - zaczęłam krzyczeć i wymachiwać rękami na wszystkie strony.
- Śmieszna jesteś. Nic jeszcze nie wiesz o życiu. Tata? Od kiedy ty znasz takie słowo? I on ją kocha, a ten pajac kocha ciebie? Weź mnie nie rozśmieszaj! - śmiała się.
- Wiesz co ci powiem?! - zaczęłam krzycząc - To ciebie nikt nigdy nie kochał i nie pokocha. To ty jesteś tą złą, nie ja. To ty na nic nie zasługujesz, wiesz? - zapytałam, ale nie czekałam na odpowiedź. - I jeśli zaraz stąd nie znikniecie, to uwierz mi, nie chcesz wiedzieć co zrobię - zagroziłam. Szczerze to nie wiem, co mogę zrobić, ale postraszyć trzeba nie? Zauważyłam, że Verne podniósł się z podłogi i podszedł do swojej żony. Rzygać mi się zachciało na ich widok. Zaczęła się głośno śmiać, a we mnie wszystko buzowało. Myśl Stella, myśl. Co mogę zrobić, aby raz na zawsze dali mi spokój?
- Słuchaj dziecko. Masz oddać skradzione pieniądze, bo inaczej pogadamy. - zagroził Verne. Spojrzałam na dwie babki za nimi. Stały całkiem niewzruszone. Ale one mi kogoś przypominają! A ten jeden gościu to przypadkiem nie jest ten...Bobby Horan? Tak, to chyba on.
- A weź się pierdol. Nie mam żadnych pieniędzy więc możesz spierdalać
- Naucz się kultury do starszych. - zwróciła mi uwagę jedna z kobiet. Zacisnęłam zęby i ręce złożyłam w pięści. Po chuja ona się wtrąca? Chce wypluć zęby, to zaraz się tak stanie.
- A kim ty jesteś żeby mnie pouczać, hmm? Widać nikt mnie nie nauczył kultury, i ciebie chyba też.
- Dla twojej wiadomości to jestem znajomą twojej mamy i należy mi się trochę szacunku - powiedziała kobieta i założyła ręce na piersi, przytupując nogą.
- Sorry bardzo, nie mam mamy i nie obchodzą mnie jacyś pojebani znajomi. - syknęłam i również założyłam ręce na piersi, krzyżując je. Podniosłam wysoko głowę mimo, że strasznie bolał mnie policzek.
- Nie jesteśmy pojebani. Za to ty tak. Dużo nam o tobie opowiadano - odezwał się jeden mężczyzna, a drugi przytaknął. Prychnęłam cicho pod nosem. - I to wcale nie od twojej matki, tylko od naszych synów. - dokończył, a ja otworzyłam lekko usta. Jakich synów? O czym on kurwa mówi? - Tak, dobrze słyszałaś. Kojarzysz może blondyna, któremu ostatnio wskoczyłaś na plecy? Hmm? - spytał, a ja już wiedziałam o kogo chodzi. Jaka ja jestem głupia! Przecież od razu mogłam skojarzyć, że Horan to ten blond debil! To on i pewnie ten Liam powiedzieli coś o mnie! Jak ja nich nienawidzę!
- Pierdolcie się. Jak zasłużył to dostał i chuj was to obchodzi! - krzyknęłam i poczułam, znów, uderzenie. Tylko na jednym się nie skończyło, bo było ich AŻ cztery. Zakręciło mi się w głowie, ale nie upadłam dzięki stojącemu obok mnie stołowi. Te urodziny były wspaniałe, ale jak zawsze ktoś musiał to zniszczyć. Teraz mogę powiedzieć, że były najgorsze w całym moim życiu. Pokręciłam przecząco głową, jakby to miało mnie uspokoić. Niestety stało się tylko gorzej. Odsunęłam się od stołu i ustałam na środku sali. Spojrzałam jednym okiem na ludzi, z którymi spędzałam miło czas, a następnie na tych przez których ten czas się skończył. Złapałam się dłońmi za głowę i głośno krzyknęłam. Mam dość. Ja się poddaję...

- Nienawidzę was - powiedziałam kiedy obok nich przechodziłam. Nie zwracając na nic uwagi wyszłam na dwór, a następnie przeszłam na drugą stronę ulicy. Poczułam ukłucie w stopę i przypomniałam sobie, że stoję na boso. Zignorowałam to i skierowałam się w stronę parku, który widziałam z daleka. Szłam powoli ze spuszczoną głową i co chwila wycierałam łzy. Co chwila mijałam jakichś ludzi, na których nawet nie patrzyłam. W końcu dotarłam do parku gdzie usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Podkuliłam nogi pod brodę i schowałam w nich twarz. Dlaczego ja mam takie trudne życie? Co ja im wszystkim zrobiłam? Czy kiedy jest już dobrze to nie może tak zostać? Mam dość. Mam dość siebie, matki, Verne i wszystkiego. Zamknęłam oczy i odliczałam sobie do dziesięciu.

##oczami Louisa## - w tym samym czasie
Kiedy Stella wybiegła chciałem pobiec za nią, ale Harry mnie powstrzymał, tłumacząc, że musi pobyć sama. Ja to rozumiem, ale ona może sobie coś zrobić! To jak zachowała się jej matka jest niewybaczalne.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś aż tak zniszczyć jej urodziny? - zaczął mówić Ben, a ja tylko stałem i tępo patrzyłem się w ścianę. Co jeśli ona zrobi coś głupiego?
- Smarkula musi wiedzieć jakie jest życie. Przed nią jeszcze tyle urodzin... - odpowiedziała niewzruszona.
Nie patrzyłem już na protesty Harrego, ani nikogo tylko wyszedłem szybko z lokalu. Rozejrzałem się po okolicy, ale nigdzie nie zauważyłem blondynki. Westchnąłem zdenerwowany.
Po chwili usłyszałem płacz zza drzwi. Wróciłem tam szybko i widziałem jak Madi płacze w ramionach Zayna. Mój wzrok przeszedł na drugą stronę gdzie stała Larrisa z tym chłopakiem. Co tu się stało?
- Nie wierzę ci w to! Jesteś zwykłą dziwką i od zawsze uprzykrzałaś życie Stelli - usłyszałem krzyk brunetki kiedy Zayn ją puścił. Patrzyłem zdezorientowany na nie. Co ta szmata takiego powiedziała, że Madi się tak zdenerwowała? Podeszła do niej i z całej siły popchnęła do tyłu. Zayn szybko zareagował, odciągając dziewczynę. Zaczęła się szarpać, ale nie udało jej się. Ojciec Stelli stał w osłupieniu, tak samo jak reszta. Czemu to się dzieje?
- Ale kiedy to prawda! Przyznaj się do tego, bo ty robiłaś to razem z nią! - zaczęła piszczeć Larrisa. O co chodzi? Co robiły? Czemu ja nic nie rozumiem?
- Kłamiesz! Jesteś największą zdzirą jaką ten świat widział! Zgiń w piekle suko! - odszczekiwała się cały czas brunetka. Otworzyłem szerzej oczy, o ile to w ogóle możliwe i nie mogłem nic powiedzieć.
- W piekle to zginiecie wy. Jak możecie tak wszystkich oszukiwać? Przyznaj się teraz, że jedziesz na tą jebaną wycieczkę, bo to robiłaś!
- Nie robiłam tego! Czemu ty jesteś taka pojebana?! - krzyknęła Madi - Czemu twierdzisz, że to my kiedy to ty to wszystko robiłaś? Jak możesz tak wszystkich oskarżać? - słowa wypływały z jej ust w bardzo szybkim tempie. A ja? Stałem i nie wiedziałem o co im chodzi. Zayn musiał bardzo mocno trzymać ją w pasie, gdyż strasznie się wyrywała. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie, nigdy. - Nie pozwolę ci mówić złego słowa ani o mnie, ani o mojej przyjaciółce rozumiesz? - warknęła i jakimś cudem wyrwała się Zayn'owi podchodząc do blondynki. Wstrzymałem oddech nie wiedząc co zamierza. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem. Madi mocno szarpnęła ją za włosy, przez co ta się przewróciła. Zaczęła ją kopać ile wlezie i krzyczała cały czas. Zayn cały czas próbował ją odciągnąć, ale mu się nie udawało, a ja nadal nie wiedziałem o co chodzi.
- Jesteś z siebie zadowolona? Jesteś? - krzyknął poddenerwowany Ben w stronę matki Stelli - Odpowiadaj kurwa - szarpnął ją lekko. Wiem, że na pewno nie zrobi jej krzywdy, bo taki nie jest.
- Tak jestem! Należy się i tobie i tej smarkuli! - krzyknęła i schowała się za Verne. O widać jaka odważna. Na pomoc dla Zayna rzuciła się Harry i razem udało im się odciągnąć Madi od blondynki. Zmrużyłem oczy. Co tu się właśnie dzieje? To jest chore! Spojrzałem na Esmeraldę i jej syna. Kobieta cała się trzęsła, a jej syn stał oszołomiony. W pomieszczeniu panował jeden, wielki chaos. Wszyscy krzyczeli. Do czasu. Usłyszałem ciche pomruki i otwieranie drzwi. Wzrok wszystkich skierował się w stronę odgłosu. W progu stała Stella z zakrwawioną ręką i czerwonymi oczami. Dziewczyna skrzywiła się widząc zaistniałą sytuację, ale nic nie powiedziała. Szybko do niej podszedłem, a gdy chciałem coś powiedzieć, to gestem ręki mnie uciszyła. Minęła mnie obojętnie i wyszła na środek sali. Wszyscy byli cicho jakby czekali na wybuch dziewiętnastolatki. Tak się jednak nie stało. Stanęła w miejscu i spojrzała na swoje stopy. Zauważyłem, że nie miała butów i miała pokaleczone nogi. Podniosła wzrok i przymknęła oczy jakby nad czymś rozmyślała.

##oczami Stelli##
Wróciłam z powrotem na tą salę, a gdy tam weszłam panował tam istny chaos. Madi krzyczała i wyrywała się chłopakom, matka chowała się za Verne, tata mordował wszystkich wzrokiem, Esmeralda płakała, Brad się bał, a Louis stał i nic nie mówił. Gdy mnie zauważyli zamilkli. Spojrzałam na swoją rękę, z której aktualnie spływała krew. Spytacie dlaczego. Otóż, siedząc na ławce znalazłam butelkę po piwie. Zbiłam ją, a jednym kawałkiem 'porysowałam' sobie rękę. Mówiąc porysowałam, mam na myśli porządnie pocięłam. Nie hamowałam moich łez, które swobodnie spływały po moich policzkach. Louis podszedł do mnie i chciał coś powiedzieć, ale machnęłam dłonią, aby nic nie mówił. Zamilkł, a ja ominęłam go powoli i wyszłam na środek sali. Wszyscy stali i czekali na to co zrobię lub powiem. Spuściłam wzrok na moje poranione stopy, przez rozbitą butelkę. Po chwili podniosłam głowę do góry. Zrobiło mi się strasznie duszno i zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam oczy, myśląc, że to przejdzie. Niestety duszność nie ustawała, a gdy otworzyłam oczy, wszystko w okół zaczęło wirować. Wzięłam głęboki oddech, aby wypowiedzieć jedno znaczące zdanie.
- Policja już tu jedzie - nie powiedziałam tego głośno, ale i nie wyszeptałam. Usłyszałam tylko głośne wciągnięcia powietrza. - Przepraszam - to był ostatni wyraz jaki wypowiedziałam, zanim pojawiła się ciemność....


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

I mamy 12 rozdział. Nie wiem czy wam się podoba... Mam wrażenie, że was to nudzi, ale to tylko moje wrażenie. Ten jest o wiele dłuższy niż poprzedni. Proszę, komentujcie, bo to bardzo zachęca, a jak widzę tylko 3 komentarze... Nie zmuszam was do tego, bo rozumiem, że nie każdemu musi się podobać to opowiadanie, ale miło by było gdyby komuś jednak pasowało...
Następny pojawi się 3 lub 4 kwiecień. I będzie spokojniejszy niż ten. xD
Głosujcie w ankietach i komentujcie. <3
No to pozdrowionka, Violette xoxo



6 komentarzy:

  1. Jak pewnie widzialas nie komentowalam ostatnio. To nie tak ze przestalam czytac i bron boze nie nudzi mi sie tak historia. Dostalam kare od mojej 'kochanej' mamusi i nie mialam dostepu do komputera i telefonu. Dopiero teraz zaczelam nadrabiac wszhstkie rozdzialy w blogach itp. Takze rozdzial swietny ale troche za duzo dramturgi jak na jeden raz i mam nadzieje ze Cie to.nie urazi ale poczulam.sie troche jak w trudnyh sprawach czy cos. Ale czekam.na nowy, mam nadzieje ze troche spokojniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie no - ciekawe skąd się wzięły gliny... I pewnie to była Larissa - wredna s**a... Gorzej być chyba nie może... W sensie w sytuacji Stelli i po prostu już nie mogę się doczekać następnego!!!
    Buźki =*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie patrz na komentarz pierwszy. Przez te emocje..popłakałam sie. Właściewie rozdział powinień mieć emocje i weź to pod uwagę. To co piszesz jest piękne i nigdy nie przestawaj. Ten blog nigdy mi się nie znudzi. Na lekcjach ciągle się zastanawiam nad każdym rozdziałem. Co będzie dalej. Mam nadzieje że jutro dodasz nexta,proszę cie o to. Kocham i czekam na jeszcze więcej emocji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział <3

    @julcia_mala_200

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejciu, jaki zajebisty rozdział! Po prostu nadal nie mogę się otrząsnąć z tego szoko. Maddi i taki wybuch? o.O Genialne, G-E-N-I-A-L-N-E!!!
    Bardzo cię przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego, ale od jakiegoś czasu nie miałam w ogóle dostępu do kompa, a jak go niedawno odzyskałam, to od razu weszłam na twojego bloga z nadzieją, że będzie jakiś rozdział i był! Strasznie mnie tym ucieszyłaś.
    Dobra, już się tak nie rozpisuję xD.
    Zapraszam do mnie http://not-afraid-of-death-1d-ff.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    Kasia.

    OdpowiedzUsuń